Rozdział VI






Poniedziałkowy poranek powitał Aleksandra bólem głowy i pochmurną pogodą zapowiadającą deszcz. Zwlókł się do szkoły bez większego entuzjazmu, miał być dzisiaj sprawdzian z biologii co też nie poprawiło mu nastroju. Kiedy parkował przed szkołą pierwsze krople deszczu rozbijały się właśnie o dach jego samochodu. Zmobilizowało go to o szybkiego zabrania plecaka i ruszenia w kierunku szkoły, nie miał zamiaru zmoknąć od rana, a niebo zapowiadało ulewę.
Zajął swoje stałe miejsce na końcu klasy w ławce pod oknem i pogrążył się w ponurych rozmyślaniach o tragicznych losach większości znanych mu i pamiętanych, w każdym razie w tej chwili, miłości, zwłaszcza, że powtarzali właśnie romantyzm i wchodząc już widział stos tomów poezji na stole nauczyciela, a to oznaczało poranną katorgę.
Nauczyciel nie zdążył rozpocząć jednak lekcji, kiedy do klasy, gwałtownie otwierając z impetem drzwi, wszedł dyrektor i coś z zaaferowaniem zaczął tłumaczyć zdziwionemu nauczycielowi, ten w końcu skinął głową, odsunął się, dając miejsce dyrektorowi.
- Moi drodzy – zaczął. – Za chwilę do waszej klasy dołączy nowa uczennica, jest córką dyplomaty i w związku z nagłą przeprowadzką jej rodziny do naszego kraju jest zmuszona tutaj skończyć szkołę i zdawać maturę. Bardzo proszę abyście przyjęli ją serdecznie. O, właśnie już są – dodał widząc, że otwierają się drzwi.
Ale cyrk, biedula” – pomyślał Aleksander, sam chyba by umarł jak by mu coś takiego wykręcili. Nigdy nie zmieniał szkoły w ciągu roku szkolnego, ale to był koszmar.
Kiedy otworzyły się drzwi klasy, wszystkie oczy były już z wielkim zainteresowaniem w nie wpatrzone. Najpierw pojawiła się ich wychowawczyni, a za nią lekkim krokiem weszła drobna postać…
Serce zamarło mu z wrażenia, to na pewno halucynacje efekt kaca lub przemęczenia, a może ktoś mu coś dosypał do kawy na śniadanie. Dziewczyną, która lekko weszła do sali była Luna. Ubrana w czarną skórzaną kurtkę, wąskie ciemne spodnie i grube trapery, mocno kontrastujące z jasno zieloną podkoszulką i dużą zieloną chustą z delikatnego jedwabiu podkreślającą kolor oczu i porcelanową cerę. Z wesołym uśmiechem omiotła wszystkich wzrokiem i zatrzymała się na Aleksandrze.
- Oto Luna Romano, pomóżcie jej się zapoznać z bieżącym materiałem i planem zajęć. – powiedział dyrektor oficjalnym tonem.
- Na godzinie wychowawczej zapoznam cię Luno z klasą, ale może sami ci się przedstawią wcześniej – dodała wychowawczyni łagodnie
- Dziękuję za pomoc – Luna uśmiechnęła się promiennie do dyrektora i wychowawczyni – jeśli można usiądę, nie mogę doczekać się już lekcji – dodała.
Odwróciła się lekko z wdziękiem baletnicy i popłynęła bez wahania do ławki Aleksandra.
- Cześć, obiecałam, że się jeszcze spotkamy, i oto jestem – szepnęła, a jej zniewalający uśmiech rozpalił taki żar w jego wnętrznościach, że myślał przez moment, iż po prostu eksploduje.
- Cześć – jękną Aleksander nie będąc w stanie wyksztusić nic więcej. Pomyślał tylko - „Jaka ona piękna i chyba jednak nie śni mi się”.
Nie był w stanie skoncentrować się na tym co mówił nauczyciel, nie był w stanie nawet przypomnieć sobie co to za lekcja, na szczęście nikt o nic go nie zapytał.
Tuż przed dzwonkiem Luna poprosiła go by na przerwie pokazał jej szkołę, ale niestety reszta klasy, a zwłaszcza dziewczyny wręcz rzuciły się na nich, zaraz po dzwonku, jeszcze zanim wyszli na korytarz, zasypując Lunę mnóstwem pytań i przedstawiając się, oczywiście wszystkie naraz. Luna wydawała się mocno zażenowana tym zainteresowaniem i odpowiadała grzecznie, choć z widocznym dystansem. Aleksander miał wrażenie że błagała go spojrzeniem o wyciągnięcie z tego szalonego podekscytowanego tłumku.
- No, dziewczyny, dajcie jej oddychać, musimy iść do biblioteki po książki na następną lekcję – nic lepszego nie udało mu się wymyślić na poczekaniu, ale wymówka nieco podziałała, wiec skorzystał z okazji nim zorientują się, że to bzdura i pociągnął Lunę za sobą z klasy. Na korytarzu wmieszali się w tłum innych klas i po chwili byli już na schodach.
- Uff, nie spodziewałam się takiego zainteresowania moją osobą
- No, coś ty z byka spadła, to sensacja i rozrywka na skalę światową, nowa dziewczyna niecałe dwa miesiące przed maturą i to taka….
- Jaka? – zapytała groźnie
- Atrakcyjna – odparł ostrożnie – pod każdym względem i wygląd i to kim jesteś, no wiesz, ojciec dyplomata, świat, podróże.
- Tak, to chyba nie był do końca przemyślany pomysł – powiedziała w zamyśleniu – No nic stało się, coś z tym trzeba zrobić.
- A swoja drogą, to prawda? – spytał patrząc na nią uważnie
- Nie – roześmiała się – W zasadzie, co nieco, ale chciałam po prostu pochodzić z tobą do szkoły, matury nie muszę zdawać – dodała dalej śmiejąc się uroczo
Pod Aleksandrem ugięły się nogi i w brzuchu coś zafalowało, to co powiedziała oznacza, że chciała się z nim widzieć, z nim przebywać.
- Jak udało ci się to załatwić, tak tuż przed maturą?
- Mam swoje sposoby – zaśmiała się Luna znowu i zaraz dodała- To oczywiście tajemnicze sposoby.
- Jasne, jesteś tajemnicza
- Ale przecież nie chciałeś o mnie nic wiedzieć, już zmieniłeś zdanie? – zapytała prowokacyjnie patrząc na niego spod długich gęstych rzęs.
- No, nie, moja tajemnicza ukochana – ukłonił się ze śmiechem
- Właśnie, inaczej tajemnica może prysnąć, a oczarowanie zamienić się w horror – Luna powiedziała to trochę dziwnym tonem niby żartem, ale z odrobiną goryczy gdzieś na dnie głęboko.
W tym momencie zadzwonił dzwonek i szybko musieli pobiec do sali. Kolejne lekcje przebiegały spokojnie, nawet na klasówce z biologii Aleksandrowi udało się odpowiedzieć prawie na wszystkie pytania, również i kolejne przerwy były coraz spokojniejsze. Luna poznała też już niemal wszystkie dziewczyny i zdobyła ich duża sympatie i szacunek na zajęciach WF pomagając wygrać mecz koszykówki z dziewczynami z klasy równoległej, czego wcześniej nie dokonały nigdy od początku pierwszej klasy.
Chłopcy na WF biegali na boisku, więc było dużo okazji, aby kumple nie dawali spokoju Aleksandrowi wypytując o Lunę. Aleksander mocno musiał się nagimnastykować, aby wytłumaczyć im, iż nic nie wie o Lunie i poznał ją w szkole, a to że koło niego usiadła to dlatego, że nie było miejsca gdzie indziej.
Kiedy Aleksander i Luna wyszli po ostatniej lekcji na parkingu wpadła na nich Natalia z prośbą o to by podwiózł ją, bo jej samochód znów nawalił i właśnie wraca od mechanika. Była w tak świetnym humorze, że trudno było uwierzyć, iż nawalił jej samochód.
- Wyglądasz jak byś wygrała nowy samochód, a nie odstawiła rzęcha do warsztatu – rzucił Aleksander – Coś taka rozchachana.
- Nic, tylko moje badania w szpitalu właśnie zostały docenione, a dr Rahm wychwalał mnie i Artura dziś pod niebiosa, to uskrzydla
Z dużą obawą przedstawił dziewczyny sobie, ale okazało się, że natychmiast znalazły wspólny język i polubiły się od pierwszego wejrzenia. Natalia nawet zaproponowała Lunie następnego dnia wspólny wypad do sklepu, w którym miała być jutro super wyprzedaż, super butów i ku niezmiernemu zdziwieniu Aleksandra, Luna z uśmiechem zgodziła się. U Natalii to wielki postęp towarzyski, nie mówiła o badaniach, tylko o butach. Może i na nią Luna będzie miała zbawienny wpływ, zaśmiał się pod nosem.
Kiedy Natalia pobiegła zapłacić za taksówkę, która tu przyjechała i zostali sami Aleksander spytał Lunę czy ma spacyfikować Natalię by dała jej spokój, ale Luna tylko roześmiała się.
- Wiesz, ona jest wspaniała, jest tak do ciebie podobna i nawet pachnie jak ty, od razu ją polubiłam, można powiedzieć, że to rodzinne, zauroczyła mnie jak ty od pierwszego wejrzenia. Gdybym była facetem to bym się zakochała. Ma w sobie tyle siły i uroku, jest fascynująca.
- Czy mam się czuć zazdrosny, teraz mnie rzucisz dla mojej siostry? – spytał z lekkim sarkazmem,
- No może, nie powiem zastanowię się, a myślisz, że mam u niej szansę?
- No, jak byś miała cztery łapy i ogon to może, ale raczej bardziej prawdopodobne jak byś była nieprzytomną pacjentką w śpiączce – zaśmiał się
- Pomyślę o tym – rzuciła wesoło i odwróciła się w stronę drzwi szkoły w których pokazała się Natalia i pomachała jej – No, to na razie, do zobaczenia jutro przed szkołą.
I płynnym swobodnym ruchem odwróciła się w jego stronę i delikatnie musnęła wargi Aleksandra niczym muśnięciem skrzydeł motyla, a potem odpłynęła lekko w głąb parkingu. Aleksandrowi ugięły się kolana i zakręciło w głowie, tak, że przez moment nie bardzo wiedział co się wokół niego dzieje. Z odrętwienia wyrwało go dopiero wołanie Natalii
- Ale super bryka, no widzę, że twoja dziewczyna gustuje w podobnym kolorze auta co ty braciszku, tylko chyba jej jest ciut lepsze.
W tym momencie Luna właśnie wyjeżdżała, przez bramę szkoły wzbudzając kolejną sensację wśród wszystkich na parkingu i ulicy, gdyż jej „autko” w podobnym kolorze to był najnowszy model mercedesa GLK, czerwony i lśniący. Aleksander po raz kolejny zaniemówił.


Następne dni były bardzo podobne, nauczyciele szybko zorientowali się, że Luna ma opanowany doskonale cały potrzebny materiał i jest wyśmienicie przygotowana do egzaminów, więc przestali się nią interesować i pytać już po pierwszym tygodniu. Standardowa histeria przed maturalna wróciła do normy i wszyscy przestali w końcu interesować się Luną, zwłaszcza, że jej związek z Aleksandrem wydawał się taki naturalny i oczywisty, że też szybko przestał nawet być obiektem plotek.
W następnym tygodniu w poniedziałek Aleksander został wezwany do dyrektora i ten oświadczył mu oficjalnie, że będzie klasyfikowany i dopuszczony do matury mimo długiej nieobecności jeśli oczywiście zaliczy wszystkie przedmioty. Oznaczało to, w każdym razie, na razie, koniec spacerów po nocy i wypadów do stajni, a ostre zabranie się do nauki. Nie wprawiło go to w specjalny entuzjazm, ale Luna od razu oświadczyła, że chętnie pomoże mu w nauce, bo ma ten materiał opanowany, a pry okazji będą razem.
Teraz co dziennie we dwójkę wracali do domu Aleksandra, czasem po drodze zabierając Natalię i podwożąc ją do stajni, a wieczorem Aleksander odprowadzał Lunę na stację lub przyjeżdżała po nią siostra. Co prawda Aleksander chciał odwozić ją do domu, ale Luna już pierwszego dnia zdecydowanie powiedziała, iż to nie jest dobry pomysł i poprosiłaby nie proponował tego więcej.
Któregoś z kolejnych wieczorów po zmordowaniu już całej ewolucji układu nerwowego kręgowców, Aleksander oświadczył, że ma już tak dość, i że jeśli nie zrobi czegokolwiek innego niż uczenie się to zwariuje. Za oknem lał rzęsisty deszcz i wyjście na spacer nie miało najmniejszego sensu. Luna przeszła przez pokój i sięgnęła za szafę wyciągając gitarę.
- Grasz? – spytała spoglądając na niego spod długich rzęs
- Tak, trochę, chciałabyś, abym ci coś zagrał?
- Proszę, a co lubisz grać?
- Gram trochę przy ognisku i trochę poezji śpiewanej, lubisz takie rzeczy – spytał niepewnie, bo tak naprawdę nigdy nie widział aby słuchała muzyki.
- Tak, bardzo – odpowiedziała czule z takim uczuciem, że przez moment poczuł się jak głupek, że wcześniej na to nie wpadł, że dziewczyny lubią granie na gitarze.
- Dobra, zobaczymy czy ci się to spodoba.
Przez chwilę Aleksander zamyślił się nad czymś, siadł na brzegu łóżka, oparł gitarę na kolanie, przez chwilę stroił gitarę, a potem zagrał i zaśpiewał przepiękną balladę Cohena „Cygańska żona”.


Głos Aleksandra był niski, miękki i ciepły, a uczucia jakie biły od niego w trakcie śpiewania były tak głębokie i przejmujące, że Lunie przechodził dreszcz po plecach, a w jej myślach pojawiły się wspomnienia jakich nigdy by nie wyjawiła Aleksandrowi. Była pod wielkim wrażeniem jego wspaniałego głosu i ogromnego talentu. Siadła na dywanie koło łóżka u stóp Aleksandra zauroczona jego grą.
- Kiedyś zatańczę dla ciebie na stole, tylko dla ciebie – powiedziała szeptem – możesz mi jeszcze coś zagrać.
I Aleksander grał jeszcze, aż deszcz przestał padać i wyszedł cienki sierp księżyca. Zbliżała się prawie północ, kiedy uświadomili sobie, jak jest późno.
- Nie ma już pewnie pociągu, może jednak odwiozę cię do domu – usiadł koło Luny na dywanie i pochylił się całując lekko jej rozchylone chłodne wargi.
- Nie, lepiej nie. Odprowadź mnie w stronę stacji, zadzwonię po Oliwię to przyjedzie po mnie.
- Jest strasznie późno, chcesz ją wyciągać o tej porze
- Dla niej nie będzie późno
- Ale pewno obudzi cały dom wyjeżdżając o tej porze – zauważył Aleksander rzeczowo
- Może i masz rację, ale nie chciałabym aby ktoś cię zobaczył u mnie w domu zwłaszcza jak odwozisz mnie tak późno.
- Wysadzę cię na ulicy niedaleko twojego domu i popatrzę jak dochodzisz do drzwi, abyś była bezpieczna – powiedział z uczuciem, a Luna odpowiedziała mu takim spojrzeniem, że miał wrażenie, iż zaraz rozpłynie się w wielka gorąca plamę.
- Dobrze, ten jeden raz, ale daleko od domu i naprawdę nie musisz się bać o mnie – i dodała z zadumą - choć to takie miłe.
Ulica na której wysadził Lunę była ciemna pozbawiona latarni i wszelkiego oświetlenia, cienki sierp księżyca nie dawał prawie blasku, Aleksander zastanawiał się jak Lunie uda się znaleźć drogę, ale ona zaśmiała się i wskazała na końcu ulicy wielki, rozłożysty, wiekowy dom zagradzający drogę.
- Tam mieszkam, ciężko nie trafić, a poza tym znam drogę tak dobrze, że mogłabym nic nie widzieć, a brak oświetlenia też ma zalety, w końcu złodzieje i bandyci też coś muszą widzieć, więc ja mam nad nimi przewagę – roześmiała się, a w myślach dodała – „Jak byś wiedział jak dużą to pewnie byś uciekł z krzykiem”
- Jesteś pewna, mogę cię odprowadzić.
- Oczywiście, jestem, do zobaczenia jutro rano – pocałowała Aleksandra mocno i żarliwie na dowidzenia. Chciał jeszcze przedłużyć tę chwilę, ale już jej nie było.


Obserwacja poruszającej się Luny była zawsze fascynująca, niezależnie czy po prostu szła ulicą, zatracała się w polowaniu czy też tańczyła namiętnie, poruszała się idealnie z gracją i fantazją, każdy jej ruch był inny i niepowtarzalny. Więź która kiedyś była między nimi, tak silna, nigdy nie zagaśnie zawsze gdzieś będzie jeśli nawet nie fizyczna to pozostanie na dnie umysłu.
Luna szła wolno ulica poruszając się niby w lekko zwolnionym tempie, jak przeciętny człowiek, ale to tylko gra, by ktoś nie dostrzegł jej doskonałości. Gdyby coś teraz zaatakowało ją nagle, zmieniłaby się w oka mgnieniu i rozpoczęła taniec śmierci. To prowokowało. A może wrócić właśnie teraz, sprowokować ją do walki, pokonać, obezwładnić, zapanować nad jej umysłem.
Nie, jeszcze nie czas….”



Brak komentarzy: