Poniedziałkowy
poranek powitał Aleksandra
bólem głowy i pochmurną pogodą zapowiadającą deszcz. Zwlókł
się do szkoły
bez większego entuzjazmu, miał być dzisiaj sprawdzian z biologii
co też nie poprawiło mu nastroju. Kiedy parkował przed szkołą
pierwsze krople deszczu rozbijały się właśnie o dach jego
samochodu. Zmobilizowało go to o szybkiego zabrania plecaka i
ruszenia w kierunku szkoły, nie miał zamiaru zmoknąć od rana, a
niebo zapowiadało ulewę.
Zajął
swoje stałe miejsce na końcu klasy w ławce pod oknem i
pogrążył się w ponurych rozmyślaniach
o tragicznych losach większości znanych
mu i pamiętanych, w każdym razie w tej chwili, miłości,
zwłaszcza, że powtarzali właśnie romantyzm
i wchodząc już widział stos tomów poezji na stole nauczyciela, a
to oznaczało poranną katorgę.
Nauczyciel
nie zdążył rozpocząć jednak lekcji, kiedy do klasy, gwałtownie
otwierając z impetem drzwi, wszedł dyrektor i coś z zaaferowaniem
zaczął tłumaczyć zdziwionemu nauczycielowi, ten w końcu skinął
głową, odsunął się, dając miejsce dyrektorowi.
-
Moi drodzy – zaczął. – Za chwilę do waszej klasy
dołączy nowa uczennica, jest córką dyplomaty
i w związku z nagłą przeprowadzką jej rodziny do naszego kraju
jest zmuszona tutaj skończyć szkołę i zdawać maturę.
Bardzo proszę abyście przyjęli ją serdecznie. O, właśnie już
są – dodał widząc, że otwierają się drzwi.
„Ale
cyrk, biedula” – pomyślał Aleksander, sam chyba by umarł jak
by mu coś takiego wykręcili. Nigdy nie zmieniał szkoły w ciągu
roku szkolnego, ale to był koszmar.
Kiedy
otworzyły się drzwi klasy, wszystkie oczy były już z wielkim
zainteresowaniem w nie wpatrzone. Najpierw pojawiła się ich
wychowawczyni, a za nią lekkim krokiem weszła drobna postać…
Serce
zamarło mu z wrażenia, to na pewno halucynacje efekt kaca lub
przemęczenia, a może ktoś mu coś dosypał do kawy na śniadanie.
Dziewczyną, która lekko weszła do sali była Luna. Ubrana w czarną
skórzaną kurtkę, wąskie ciemne spodnie i grube trapery, mocno
kontrastujące z jasno zieloną podkoszulką i dużą zieloną
chustą z delikatnego jedwabiu podkreślającą kolor oczu
i porcelanową cerę. Z wesołym uśmiechem omiotła wszystkich
wzrokiem i zatrzymała się na Aleksandrze.
-
Oto Luna Romano, pomóżcie jej się zapoznać z bieżącym
materiałem i planem zajęć. – powiedział dyrektor oficjalnym
tonem.
-
Na godzinie wychowawczej zapoznam cię Luno z klasą, ale może sami
ci się przedstawią wcześniej – dodała wychowawczyni łagodnie
-
Dziękuję za pomoc – Luna uśmiechnęła się promiennie do
dyrektora i wychowawczyni – jeśli można usiądę, nie mogę
doczekać się już lekcji – dodała.
Odwróciła
się lekko z wdziękiem baletnicy i popłynęła bez wahania do
ławki Aleksandra.
-
Cześć, obiecałam, że się jeszcze spotkamy, i oto jestem –
szepnęła, a jej zniewalający uśmiech rozpalił taki żar w jego
wnętrznościach, że myślał przez moment, iż po prostu
eksploduje.
-
Cześć – jękną Aleksander nie będąc w stanie wyksztusić
nic więcej. Pomyślał tylko - „Jaka ona piękna i chyba jednak
nie śni mi się”.
Nie
był w stanie skoncentrować się na tym co mówił nauczyciel, nie
był w stanie nawet przypomnieć sobie co to za lekcja, na szczęście
nikt o nic go nie zapytał.
Tuż
przed dzwonkiem Luna poprosiła go by na przerwie pokazał jej
szkołę, ale niestety reszta klasy, a zwłaszcza dziewczyny wręcz
rzuciły się na nich, zaraz po dzwonku, jeszcze zanim wyszli
na korytarz, zasypując Lunę mnóstwem pytań i przedstawiając
się, oczywiście wszystkie naraz. Luna wydawała się mocno
zażenowana tym zainteresowaniem i odpowiadała grzecznie, choć
z widocznym
dystansem. Aleksander miał wrażenie
że błagała go spojrzeniem o wyciągnięcie z tego szalonego
podekscytowanego tłumku.
-
No, dziewczyny, dajcie jej oddychać, musimy iść do biblioteki po
książki na następną lekcję – nic lepszego nie udało mu się
wymyślić na poczekaniu, ale wymówka nieco podziałała, wiec
skorzystał z okazji nim zorientują się, że to bzdura i pociągnął
Lunę za sobą z klasy. Na korytarzu wmieszali się w tłum innych
klas i po chwili byli już na schodach.
-
Uff, nie spodziewałam się takiego zainteresowania moją osobą
-
No, coś ty z byka spadła, to sensacja i rozrywka na skalę
światową, nowa dziewczyna niecałe dwa miesiące przed maturą i to
taka….
-
Jaka? – zapytała groźnie
-
Atrakcyjna – odparł ostrożnie – pod każdym względem i wygląd
i to kim jesteś, no wiesz, ojciec dyplomata, świat, podróże.
-
Tak, to chyba nie był do końca przemyślany pomysł – powiedziała
w zamyśleniu – No nic stało się, coś z tym trzeba zrobić.
-
A swoja drogą, to prawda? – spytał patrząc na nią uważnie
-
Nie – roześmiała się – W zasadzie, co nieco, ale chciałam po
prostu pochodzić z tobą do szkoły, matury nie muszę zdawać –
dodała dalej śmiejąc się uroczo
Pod
Aleksandrem ugięły się nogi i w brzuchu
coś zafalowało, to co powiedziała oznacza, że chciała się z nim
widzieć, z nim przebywać.
-
Jak udało ci się to załatwić, tak tuż przed maturą?
-
Mam swoje sposoby – zaśmiała się Luna znowu i zaraz dodała- To
oczywiście tajemnicze sposoby.
-
Jasne, jesteś tajemnicza
-
Ale przecież nie chciałeś o mnie nic wiedzieć, już zmieniłeś
zdanie? – zapytała prowokacyjnie patrząc na niego spod długich
gęstych rzęs.
-
No, nie, moja tajemnicza ukochana – ukłonił się ze śmiechem
-
Właśnie, inaczej tajemnica może prysnąć, a oczarowanie
zamienić się w horror – Luna powiedziała to trochę dziwnym
tonem niby żartem, ale z odrobiną goryczy gdzieś na dnie głęboko.
W
tym momencie zadzwonił dzwonek i szybko
musieli pobiec do sali. Kolejne lekcje przebiegały spokojnie, nawet
na klasówce z biologii Aleksandrowi udało się odpowiedzieć prawie
na wszystkie pytania, również i kolejne przerwy były coraz
spokojniejsze. Luna poznała też już niemal wszystkie dziewczyny i
zdobyła ich duża sympatie i szacunek na zajęciach WF
pomagając wygrać mecz
koszykówki z dziewczynami z klasy równoległej,
czego wcześniej nie dokonały nigdy od początku pierwszej klasy.
Chłopcy
na WF biegali na boisku, więc było dużo okazji, aby kumple nie
dawali spokoju Aleksandrowi wypytując o Lunę. Aleksander mocno
musiał się nagimnastykować, aby wytłumaczyć im, iż nic nie wie
o Lunie i poznał ją w szkole, a to że koło niego usiadła to
dlatego, że nie było miejsca gdzie indziej.
Kiedy
Aleksander i Luna wyszli po ostatniej lekcji na parkingu wpadła na
nich Natalia z prośbą o to by podwiózł ją, bo jej samochód
znów nawalił i właśnie wraca od mechanika. Była w tak
świetnym humorze, że trudno było uwierzyć, iż nawalił jej
samochód.
-
Wyglądasz jak byś wygrała nowy samochód, a nie odstawiła rzęcha
do warsztatu – rzucił Aleksander – Coś taka rozchachana.
-
Nic, tylko moje badania w szpitalu właśnie zostały docenione, a dr
Rahm wychwalał mnie i Artura dziś pod niebiosa, to uskrzydla
Z
dużą obawą przedstawił dziewczyny sobie, ale okazało się, że
natychmiast znalazły wspólny język i polubiły się od pierwszego
wejrzenia. Natalia nawet zaproponowała Lunie następnego dnia
wspólny wypad do sklepu, w którym miała być jutro super
wyprzedaż, super butów i ku niezmiernemu zdziwieniu Aleksandra,
Luna z uśmiechem zgodziła się. U Natalii to wielki postęp
towarzyski, nie mówiła o badaniach, tylko o butach. Może i na nią
Luna będzie miała zbawienny wpływ, zaśmiał się pod nosem.
Kiedy
Natalia pobiegła zapłacić za taksówkę, która tu przyjechała i
zostali sami Aleksander spytał Lunę czy ma spacyfikować Natalię
by dała jej spokój, ale Luna tylko roześmiała się.
-
Wiesz, ona jest wspaniała, jest tak do ciebie podobna i nawet
pachnie jak ty, od razu ją polubiłam, można powiedzieć, że to
rodzinne, zauroczyła mnie jak ty od pierwszego wejrzenia. Gdybym
była facetem to bym się zakochała. Ma w sobie tyle siły i
uroku, jest fascynująca.
-
Czy mam się czuć zazdrosny, teraz mnie rzucisz dla mojej siostry? –
spytał z lekkim sarkazmem,
-
No może, nie powiem zastanowię się, a myślisz, że mam u
niej szansę?
-
No, jak byś miała cztery łapy i ogon to może, ale raczej bardziej
prawdopodobne jak byś była nieprzytomną pacjentką w śpiączce –
zaśmiał się
-
Pomyślę o tym – rzuciła wesoło i odwróciła się w stronę
drzwi szkoły w których pokazała się Natalia i pomachała jej –
No, to na razie, do zobaczenia jutro przed szkołą.
I
płynnym swobodnym ruchem odwróciła się w jego stronę i
delikatnie musnęła wargi Aleksandra niczym muśnięciem skrzydeł
motyla, a potem odpłynęła lekko w głąb parkingu. Aleksandrowi
ugięły się kolana i zakręciło w głowie, tak, że przez moment
nie bardzo wiedział co się wokół niego dzieje. Z odrętwienia
wyrwało go dopiero wołanie Natalii
-
Ale super bryka, no widzę, że twoja dziewczyna gustuje w podobnym
kolorze auta co ty braciszku, tylko chyba jej jest ciut lepsze.
W
tym momencie Luna właśnie wyjeżdżała, przez bramę szkoły
wzbudzając kolejną sensację wśród wszystkich na parkingu i
ulicy, gdyż jej „autko” w podobnym kolorze to był najnowszy
model mercedesa GLK, czerwony i lśniący. Aleksander po raz kolejny
zaniemówił.
Następne
dni były bardzo podobne, nauczyciele szybko zorientowali się, że
Luna ma opanowany doskonale cały potrzebny materiał i jest
wyśmienicie przygotowana do egzaminów, więc przestali się nią
interesować i pytać już po pierwszym tygodniu. Standardowa
histeria przed maturalna wróciła do normy i wszyscy przestali
w końcu interesować się Luną, zwłaszcza, że jej związek z
Aleksandrem wydawał się taki naturalny i oczywisty, że też szybko
przestał nawet być obiektem plotek.
W
następnym tygodniu w poniedziałek Aleksander został wezwany do
dyrektora i ten oświadczył mu oficjalnie, że będzie klasyfikowany
i dopuszczony do matury mimo długiej nieobecności jeśli
oczywiście zaliczy wszystkie przedmioty. Oznaczało to, w każdym
razie, na razie, koniec spacerów po nocy i wypadów do stajni, a
ostre zabranie się do nauki. Nie wprawiło go to w specjalny
entuzjazm, ale Luna od razu oświadczyła, że chętnie pomoże mu w
nauce, bo ma ten materiał opanowany, a pry okazji będą razem.
Teraz
co dziennie we dwójkę wracali do domu Aleksandra, czasem po drodze
zabierając Natalię i podwożąc ją do stajni, a wieczorem
Aleksander odprowadzał Lunę na stację lub przyjeżdżała po nią
siostra. Co prawda Aleksander chciał odwozić ją do domu, ale Luna
już pierwszego dnia zdecydowanie powiedziała, iż to nie jest dobry
pomysł i poprosiłaby nie proponował tego więcej.
Któregoś
z kolejnych wieczorów po zmordowaniu już całej ewolucji układu
nerwowego kręgowców, Aleksander oświadczył, że ma już tak dość,
i że jeśli nie zrobi czegokolwiek innego niż uczenie się to
zwariuje. Za oknem lał rzęsisty deszcz i wyjście na spacer nie
miało najmniejszego sensu. Luna przeszła przez pokój i sięgnęła
za szafę wyciągając gitarę.
-
Grasz? – spytała spoglądając na niego spod długich rzęs
-
Tak, trochę, chciałabyś, abym ci coś zagrał?
-
Proszę, a co lubisz grać?
-
Gram trochę przy ognisku i trochę poezji śpiewanej, lubisz takie
rzeczy – spytał niepewnie, bo tak naprawdę nigdy nie widział aby
słuchała muzyki.
-
Tak, bardzo – odpowiedziała czule z takim uczuciem, że przez
moment poczuł się jak głupek, że wcześniej na to nie wpadł, że
dziewczyny lubią granie na gitarze.
-
Dobra, zobaczymy czy ci się to spodoba.
Przez
chwilę Aleksander zamyślił się nad czymś, siadł na brzegu
łóżka, oparł gitarę na kolanie, przez chwilę stroił gitarę, a
potem zagrał i zaśpiewał przepiękną balladę Cohena
„Cygańska żona”.
Głos
Aleksandra był niski, miękki i ciepły, a uczucia jakie biły
od niego w trakcie śpiewania były tak głębokie i przejmujące, że
Lunie przechodził dreszcz po plecach, a w jej myślach pojawiły się
wspomnienia jakich nigdy by nie wyjawiła Aleksandrowi. Była pod
wielkim wrażeniem jego wspaniałego głosu i ogromnego talentu.
Siadła na dywanie koło łóżka u stóp Aleksandra zauroczona jego
grą.
-
Kiedyś zatańczę dla ciebie na stole, tylko dla ciebie –
powiedziała szeptem – możesz mi jeszcze coś zagrać.
I
Aleksander grał jeszcze, aż deszcz przestał padać i wyszedł
cienki sierp księżyca. Zbliżała się prawie północ, kiedy
uświadomili sobie, jak jest późno.
-
Nie ma już pewnie pociągu, może jednak odwiozę cię do domu –
usiadł koło Luny na dywanie i pochylił się całując lekko jej
rozchylone chłodne wargi.
-
Nie, lepiej nie. Odprowadź mnie w stronę stacji, zadzwonię po
Oliwię to przyjedzie po mnie.
-
Jest strasznie późno, chcesz ją wyciągać o tej porze
-
Dla niej nie będzie późno
-
Ale pewno obudzi cały dom wyjeżdżając o tej porze –
zauważył Aleksander rzeczowo
-
Może i masz rację, ale nie chciałabym aby ktoś cię zobaczył u
mnie w domu zwłaszcza jak odwozisz mnie tak późno.
-
Wysadzę cię na ulicy niedaleko twojego domu i popatrzę jak
dochodzisz do drzwi, abyś była bezpieczna – powiedział z
uczuciem, a Luna odpowiedziała mu takim spojrzeniem, że miał
wrażenie, iż zaraz rozpłynie się w wielka gorąca plamę.
-
Dobrze, ten jeden raz, ale daleko od domu i naprawdę nie musisz
się bać o mnie – i dodała z zadumą - choć to takie miłe.
Ulica
na której wysadził Lunę była ciemna pozbawiona latarni i
wszelkiego oświetlenia, cienki sierp księżyca nie dawał prawie
blasku, Aleksander zastanawiał się jak Lunie uda się znaleźć
drogę, ale ona zaśmiała się i wskazała na końcu ulicy wielki,
rozłożysty, wiekowy dom zagradzający drogę.
-
Tam mieszkam, ciężko nie trafić, a poza tym znam drogę tak
dobrze, że mogłabym nic nie widzieć, a brak oświetlenia też ma
zalety, w końcu złodzieje i bandyci też coś muszą widzieć, więc
ja mam nad nimi przewagę – roześmiała się, a w myślach
dodała – „Jak byś wiedział jak dużą to pewnie byś uciekł z
krzykiem”
-
Jesteś pewna, mogę cię odprowadzić.
-
Oczywiście, jestem, do zobaczenia jutro rano – pocałowała
Aleksandra mocno i żarliwie na dowidzenia. Chciał jeszcze
przedłużyć tę chwilę, ale już jej nie było.
Obserwacja
poruszającej się Luny była zawsze fascynująca, niezależnie czy
po prostu szła ulicą, zatracała się w polowaniu czy też tańczyła
namiętnie, poruszała się idealnie z gracją i fantazją, każdy
jej ruch był inny i niepowtarzalny. Więź która kiedyś była
między nimi, tak silna, nigdy nie zagaśnie zawsze gdzieś będzie
jeśli nawet nie fizyczna to pozostanie na dnie umysłu.
Luna
szła wolno ulica poruszając się niby w lekko zwolnionym
tempie, jak przeciętny człowiek, ale to tylko gra, by ktoś nie
dostrzegł jej doskonałości. Gdyby coś teraz zaatakowało ją
nagle, zmieniłaby się w oka mgnieniu i rozpoczęła taniec śmierci.
To prowokowało. A może wrócić właśnie teraz, sprowokować ją
do walki, pokonać, obezwładnić, zapanować nad jej umysłem.
„Nie,
jeszcze nie czas….”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz