Luna
biegła jak najszybciej poza teren stajni, po
drodze tylko zabrała kurtkę z ogrodzenia
ujeżdżalni i już była poza bramą. Nikt nie mógł jej zobaczyć,
poza Aleksandrem. Za bramą w lesie
stanęła i wreszcie mocno zaczerpnęła powietrza,
było w nim tyle woni, ale krew na rękach nie pozwalała jej się
skoncentrować. Szybkimi ruchami zlizała ją, z rak potem oblizała
i wytarła twarz, na koniec wytarła się o mokre od rosy liście.
Teraz
lepiej, tym razem jej zmysły zaczęły rozpoznawać bez problemu
znajome zapachy zwierząt i lasu, ale też coś, nowego, zapach
drapieżnika, z pewnością niedźwiedzia. Nie miała żadnych
wątpliwości, że ten zapach nie należał jednak do prawdziwego
niedźwiedzia, nie na tym terenie.
Skoncentrowała myśl i postanowiła sprawdzić
przybysza i nakłonić go do odejścia. Jednak jej myśl znów nie
napotkała nic kompletnie nic, tylko jak by mgła, otaczająca ją
kopułą. Braci też nie znalazła.
Ruszyła
biegiem po drodze wyciągając telefon, może jeszcze ich złapie.
Daniel odebrał błyskawicznie.
-
Co jest gdzie jesteś, kompletnie cię nie czuje – zawołał
zdenerwowany – Ale coś tu jest Sebastian wyczuł trop, dwóch
niedźwiedzi przemienił się i poszedł za nimi.
-
Ja też je czuję, gdzie jesteś
-
Na skraju lasu, u wylotu drogi
-
Poczekaj już prawie jestem – zawołała Luna
-
Już cię czuje – rzucił i wyłączył się
Luna
też go już wyczuła, szybko przesłała mu obraz tego co stało się
w stajni i poszukała Sebastiana, chwilę później jemu również
pokazała wypadek. Teraz byli blisko i niewidzialna bariera jakby
otaczała ich, ale byli razem. Obaj bracia byli już przemienieni,
jak dobiegła stały przed nią dwa olbrzymie zwierzęta.
Sebastian
jak zwykle zamienił się w wielkiego
tygrysa z długimi białymi błyszczącymi kłami, a Daniel w
szarego ogromnego wilka. Ona sama pomimo niewielkiego wzrostu i
drobnej budowy była równie sprawnym i groźnym wojownikiem,
a dodatkowo
miała zdolności kontrolowania umysłów,
a dobrze wiedziała, iż jest to lepsza broń niż kły i pazury.
Ruszyli
biegiem w trójkę tropiąc ślad przeciwników, Luna czuła jak
leśne poszycie umyka z pod jej stóp, a olbrzymie stare drzewa
oświetlone
szarą resztką dziennego światła, spowijała
mgła, niczym dym odległego pożaru, snujący się po ziemi. Biegła
ledwie dotykając ziemi, podobnie jak jej towarzysze w postaci
pięknych i dostojnych zwierząt, widziała jak pod skórą grają im
potężne mięśnie, a poruszone podmuchem ich biegu liście
poruszają się jak w zwolnionym tempie. Widziała każdy szczegół
tego co dzieje się wokół niej, każdy drobiazg w mógł być
istotny do wytropienia przeciwnika, ale wiedziała też, iż jej
towarzysze widzą dodatkowo zwierzęcymi zmysłami jeszcze o wiele
więcej. Podążała za nimi, w takiej postaci lepiej tropili, a ona
cały czas koncentrowała się na umysłach drapieżników.
Powietrze
w lesie było ciężkie, wilgotne i gęste,
wiszące nisko chmury przyśpieszały nadejście
zmierzchu, a z każdą chwilą było ciemniej. Las był
nieprawdopodobnie cichy, jak by zduszone zostały nawet najmniejsze
szmery, a wszystkie żywe stworzenia
wstrzymały oddech z przerażenia. Biegli
w
całkowitej ciszy, bezszelestni zwinni i jednocześnie
swobodni zjednoczeni ze sobą i otaczającym ich lasem. Ten las nie
bał się ich, lecz czegoś gorszego, oni
też to zaczęli wyczuwać. Strach, wszechogarniające
uczucie, nie pochodziło od tropionych zwierząt ono tropiło ich,
pochodziło z tej mgły i obserwowało ich bieg.
Sebastian
dostrzegł niedźwiedzie pierwszy, nawet nie zwolnił, skoczył.
Uderzył pazurami w olbrzymi brązowy kark i wbił je, aż do
kości, zwierzę ryknęło i zamachnęło się wielką łapą
uzbrojoną w ostre pazury, było równie szybkie jak oni, ale tygrys
już zdążył odskoczyć i szykował się do ponownego ataku.
Luna
i Daniel stanęli naprzeciw drugiego niedźwiedzia, Luna, ostrożnie
wniknęła do jego umysłu i zaatakowała bólem, zwierze ryknęło,
a wielki wilk skoczył i zatopił kły w jego gardle. Przez
moment Luna, pomyślała o Aleksandrze, co by było gdyby taki
niedźwiedź dostał się do stajni i skierowała myśl na umysł
drugiego przeciwnika, ten zawył z bólu i machną łapą z ostrymi
pazurami w
jej stronę, nawet nie poczuła w pierwszym momencie
ciosu, skoncentrowana na umyśle zwierzęcia, ale następny oddech
przyniósł falę ogromnego bólu palącego
niczym ogień i rozrywającego świadomość.
Puściła
niedźwiedzia, ale Sebastian już zdążył
skoczyć mu ponownie na kark i teraz olbrzymi tygrys wbitymi w kark
zwierzęcia kłami przyciskał go
do ziemi. Niedźwiedź rzucił się na grzbiet i zaczął
tarzać się przyciskając Sebastiana do ziemi. Luna odwróciła
się błyskawicznie i znalazła przy brzuchu
zwierzęcia, celnym ciosem rozorała jego gardło i skoczyła
zatopiwszy zęby w tętnicy szyjnej, pożywiła
się.
Dało jej to dodatkową siłę, błyskawicznie wstała i
wyciągnęła powalonego tygrysa spod ciała niedźwiedzia. Sebastian
otrząsną się i prychną, a potem rykną zawzięcie.
Daniel
dalej walczył z drugim przeciwnikiem,
z
szyi niedźwiedzia buchała krew, ale ten z ogromną
siła cisną ciałem wilka w krzaki łamiąc niewielkie drzewo.
Sebastian skoczył mu na pomoc. Daniel podniósł się i teraz obaj
natarli na niedźwiedzia. Luna rzuciła paraliżująca strachem myśl
w umysł niedźwiedzia,
który w odpowiedzi zwiną się i spróbował
uciec,
ale dopadł go cios zębów Daniela i przewrócił
się. Sebastian i Daniel równocześnie zatopili w nim zęby, kończąc
starcie.
Ale
Luna czuła, że nie pokonali wszystkich przeciwników, był jeszcze
ktoś o wiele silniejszy niż dwa misie, o potężnej mocy i wielkim
głodzie. Skoncentrowała się maksymalnie była teraz silna po krwi
zmiennokształtnego, wysłała myśl bólu i porażenia
na nieznaną istotę. Otrzymała błyskawiczną
odpowiedź, aż się skuliła, ale nie puściła, dodała teraz
wizję ognia ogarniającego ciało niepohamowaną
pożogą. Pomogło, istota odpuściła i zaczęła się wycofywać,
posłała jeszcze raz ogień. Istota zaczęła się oddalać,
próbowała ja jeszcze zatrzymać, ale była już zbyt słaba.
Przeciwnik uciekł poza jej zasięg.
Wyprostowała
się i odetchnęła głęboko, to był koniec, zerwał się lekki
wiatr i powietrze zrobiło się chłodniejsze i żywsze. Noc rozlała
się nad
lasem uspokajając przerażone umysły drobnych
leśnych stworzeń. Było bardzo ciemno, księżyc nie był widoczny
spod grubej warstwy chmur, ale jej wzrok już dawno dostosował się
do otoczenia i widziała
wszystko w najdrobniejszych szczegółach.
Olbrzymie pnie starych drzew rozorane były pazurami, podobnie jak
leśnie poszycie, drobne drzewka i większe krzaki połamane.
Wszystko było we krwi.
„Zmieńcie
się, trzeba to posprzątać, ludzie tu chodzą” – rzuciła
szybką myśl
Chwilę
później stali już koło niej, zadowoleni z siebie i gotowi do
sprzątania okolicy. Przede wszystkim musieli zakopać ciała i
usunąć krew. Potem pousuwali też połamane drzewka i krzaki,
a pnie
drzew i połamane gałęzie zasmarowali błotem.
-
Ale była bitka, już dawno tak się dobrze nie bawiłem – Daniel
był zachwycony
-
Boję się, że to nie koniec, główny przeciwnik mi zwiał i nie
mam pojęcia kto to był – Luna powiedziała poważnie.
-
Zawiadomimy Gajusza, a ty sprawdź co z tymi
ludźmi w stajni, tylko może się bardzo nie pokazuj – i dodał
szeptem z kpiącym uśmieszkiem – Byś za bardzo swojego chłoptasia
nie wystraszyła.
-
Ale śmieszne – rzuciła wściekła – Popilnuje ich w nocy, nie
wracam
-
OK., powiemy Gajuszowi, tak będzie najlepiej.
Machnęła
ręką na do widzenia i ruszyła biegiem w stronę drogi.
Aleksander
wsiadając do samochodu Luny, miał dopiero chwilę aby zastanowić
się nad dzisiejszymi wydarzeniami, przejmująca atmosfera od rana,
wypadek, dziwne zachowanie Luny, te obrazy natarczywie starały się
dobić do jego świadomości, ale nie chciał do końca na to
pozwolić. Drążył go tylko irracjonalny strach, nieuzasadniony i
obezwładniający, ale też gdzieś jakby dochodzący niewiadomo skąd
z boku. Czyżby bał się o Lunę, w końcu w lesie mogło być
przecież jednak jakież zwierzę.
Koń
był opatrzony przez weterynarza i w stajni
wszyscy się już uspokoili, nawet reszta koni też niedawno wyraźnie
się uspokoiła, jednak Natalia postanowiła na noc zostać i w razie
czego pomóc Piotrowi. W związku z tym Aleksander wracał sam.
Zdawał sobie sprawę, że wszystkie dzisiejsze zdarzenia
mają na pewno racjonalne wytłumaczenie
i dowie się tego wkrótce jak spotkają się z Luną w domu.
Nadal
w powietrzu zbierało się na burzę, ale atmosfera jakby nieco się
oczyściła, zaczął wiać wiatr i pomimo gorąca było jednak czym
oddychać. Samochód Luny pozwalał na szybką jazdę nawet po takiej
leśnej drodze jak ta do stajni, a jemu się spieszyło, bardzo, był
przekonany, że Luna już na niego czeka.
Światła
reflektorów samochodowych przecinały
gęsty, intensywny mrok tworząc świetlisty leśny tunel
z kolumnadą przydrożnych pni drzew, których
wierzchołki niknęły w ciemności, a o ich istnieniu przypominał
tylko ostry przeszywający szum wiatru. Ten obraz coś mu
przypominał, tylko co, nie mógł sobie tego uświadomić i nagle
zrozumiał. To był jego sen, przejął go paniczny lęk, wiedział
co będzie dalej. Ciemność lasu, pochłaniała go, przywodziła
wręcz na myśl szalejący wir czarnej dziury.
Poza
snopem światła nic nie ma. Strach narastał, a on nic nie mógł
zrobić, kompletnie nic, jak by jego umysł był oderwany od ciała,
które obserwował. I nagle w światłach reflektorów obraz się
zmienił, jak z podziemi wyrosła drobna postać….
Och,
nie… Luna…
Kolejny
ułamek sekundy…, hamulec… Jej wręcz świetliście blada ręka
oparła się o maskę samochodu… Gwałtowny wstrząs. Głuchy
odgłos uderzenia zatrzymującego go w miejscu.
I
wtedy, podmuch gwałtownego wiatru wydął jasną kurtkę… Krew,
krew na podkoszulce…, tyle krwi…
Ocknął
się lecąc do przodu i uderzając w kierownicę, jednak
poduszka powietrzna się nie otworzyła. Silnik zgasł samochód stał
na środku drogi w kompletnej ciszy, słychać było tylko szum
wiatru.
Aleksander
wyskoczył z samochodu, myśląc tylko o Lunie… Czy to było
przewidzenie? Czy to Ona? Czy ją zabił, czy ona jest ranna…?
Ale
kiedy dotkną stopami ziemi już stała przy nim. Uśmiechała się
lekko, choć w jej oczach zobaczył jakąś obcą dzikość, jednak
jej wygląd przeczył jej uśmiechowi. Kurtkę i twarz miała po
jednej stronie obryzganą krwią, a top pod kurtką rozdarty, jakby
olbrzymimi pazurami i cały we krwi, która ściekła aż na spodnie.
Aleksander
zamarł z przerażenia jedynie co wiedział to, że musi jej pomóc,
natychmiast…, odwieść do szpitala. Luna starała się zasłonić
podarty top kurtką.
-
Co, co ci się stało? – wyciągną rękę by odsunąć kurtkę i
sprawdzić co się stało i dotkną zakrwawionego materiału kurtki,
a jego dłoń zacisnęła się w spazmatycznym skurczu…
-
Nie, nic mi nie jest to tylko…- ale już nic nie słyszał.
W
momencie dotknięcia krwi Luny, świat przestał istnieć… Pozostał
tylko ból… Poraził go i rzucił o ziemię, był to tak
straszliwy ból, że był bliski utraty przytomności. Nie rozumiał
co się dzieje. Tylko czuł… Czuł jak olbrzymie pazury rozdzierają
jego bok, a krew tryska z ran.
Kuląc
się na ziemi wył z bólu, nie mógł tego przeżyć… Nikt nie
mógłby tego przeżyć…
Luna
błyskawicznie, wyrwała mu z zaciśniętej
pięści materiał. W mgnieniu oka, oparła jego dłoń o ziemię
i zdjęła z siebie zakrwawione ubranie, zostając w sportowym topie
i szortach.
Ostrożnie
podniosła jego otwartą już dłoń i położyła na swoim
drugim udzie, czystym od krwi. Ból ustąpił…, pozostawił
wrażenie jak po przebudzeniu z koszmaru… Wyraźnie pamiętał co
czuł ale to jak nocny koszmar, zrozumiał, że nie było realne…
Luna delikatnie objęła go podnosząc.
-
Popatrz, nic mi nie jest – powiedziała łagodnie, kiedy nie
zareagował wrzasnęła - No patrz, mówię, to była moja krew, ale
nie jestem ranna
Spojrzał
najpierw w jej oczy, a potem na smukłe ciało, rzeczywiście nie
była ranna. Czyżby tylko wpadł w panikę.
Nie,
wiedział, że ten ból był prawdziwy. Tylko co to było? Gdyby
śnił, wiedziałby, że to jeden z tych snów, które się
sprawdzają, ale nie śni.
Spojrzał
jeszcze raz na drobne ciało Luny i wtedy dostrzegł nieco
jaśniejsze, spore, długie i nierówne ślady na jej bladym
boku. Jakby odrobinę bardziej różowe niż jej skóra kreski,
dokładnie w miejscu w którym czuł straszliwy cios. Przysunął się
do Luny i bardzo ostrożnie dotknął miejsca z bladymi śladami. Jej
skóra idealnie gładka w tym miejscu była odrobinę nierówna, i
nic więcej.
Luna
spoglądała na niego uważnie, obserwując każdy jego ruch z
wyrazem skupienia.
-
Byłaś ranna, tu na boku – spytał patrząc jej w oczy
Przez
chwilę milczała, jakby wahała się czy mu odpowiedzieć i w końcu
powiedziała, ale tak jak by serce ją zabolało.
-
Tak, byłam ranna i to była moja krew, ale jakiś czas temu –
powiedziała powoli
-
Ale, jak…
-
Eh, trudno to wytłumaczyć, szybko się na mnie goją rany, ale…
skąd wiedziałeś – spytała z wahaniem
-
Widziałem, czułem, jak cię dotknąłem nie potrafię tego wyjaśnić
– powiedział z zakłopotaniem pewien, że go wyśmieje, ale nie
roześmiała się.
-
Kiedy teraz mnie dotykałeś nic nie czułeś i zwykle też –
zapytała poważnie
-
Nie, nic
-
Tylko wtedy – zamyśliła się i spojrzała na jego dłoń – Czy
mogę coś zrobić, nie bój się, proszę – spytała ostrożnie
-
Dobrze – zgodził się
Luna
delikatnie złapała go za nadgarstek i przekręciła jego dłoń,
a potem tak błyskawicznie, że prawie tego nie zauważył przytknęła
swój palec do ust i pojawiła się na nim kropla krwi. Teraz
ostrożnie dotknęła zakrwawionym palcem jego dłoni.
I
w tedy poczuł. Tak gwałtowne pragnienie, oszałamiające pożądanie
wręcz palący głód… Jednocześnie ogarniające go uczucie
intensywne i dzikie, niezrozumiałe…, a może oczywiste, tyle,
że zbyt gwałtowne, może mroczne… To uczucie miłości,
przywiązania i radości… Ta fala uczuć była tak intensywna, że
aż ugięły się pod nim nogi. Ale, to był tylko moment, ułamek
sekundy i Luna już odsunęła swój palec i podtrzymała go, a potem
przytuliła się do niego i pocałowała.
-
Teraz też coś poczułeś, prawda – spytała po chwili
-
Tak, ale inaczej…
-
Bo, teraz to była ta chwila i to co czuje teraz, a tamta krew była
stara… i… – miał wrażenie, że zawahała się znów, czy mu
powiedzieć coś jeszcze, ale dodała po chwili.
– Zaatakowało
mnie zwierzę. Myślę, że widzisz i czujesz różne… emocje, może
i zdarzenia. U mnie chyba pod wpływem mojej krwi… – i zapytała
poważnie – A wcześniej zdarzało ci się coś takiego?
-
Nie, nigdy, tylko czasem mam… takie sny – powiedział z wahaniem
-
Sny?
-
Tak, śnią mi się takie rzeczy, które później się wydarzają…,
tylko przez moment…, to taki błysk, jakby zdjęcie jakiejś sceny,
ale bardzo wyraźny, a potem się zdarza i nic nie mogę na to
poradzić. Teraz widziałem jak na ciebie wpadłam, ale nie mogłem
nic zrobić, ani szybciej zahamować, ani skręcić, nic.
-
Rozumiem…, to ciekawe, ciekawa zdolność – zamyśliła się
-
Nie dziwisz się i nie uważasz mnie za wariata – Aleksander był
szczerze zdziwiony
-
No skąd, przecież ja też nie jestem całkiem normalna, prawda? –
Luna zaśmiała się
-
No, tak, może trochę tak – przyznał
-
Może, trochę… – zaśmiała się i przysunęła do niego o krok
– Czyżby szanowny Pan wątpił w moją odmienność? Jestem
po prostu przeciętną, nieciekawą, nudną lalunią…
-
Nie, nie… – nie był w stanie wydukać z siebie odpowiedzi
-
Nie? Ale chyba nie jesteś przekonany?
-
Jestem…
-
Czyżby…., Może gdybym teraz cię pocałowała, udowodniłabym
moją nienormalność – powiedziała prowokująco
-
No... – znów zabrakło mu słów, poczuł jak ściska go w
brzuchu, a jego ciało reaguje samo na wyobrażenie całującej go
Luny… Tu teraz na drodze, w środku lasu… Atmosfera burzy… Ona
pół naga… Adrenalina po wspomnieniu bólu jeszcze pulsuje mu w
żyłach a teraz to jedno zdanie spowodowało, że prawie jego ciało
chciało wybuchnąć…
-
No, cóż na odpowiedź chyba nie mam co liczyć… – powiedziała
patrząc mu w oczy i zbliżyła się do niego powoli. Zaczerpną
gwałtownie powietrza gdy objęła drobną ręką jego szyję
i przyciągnęła głowę bliżej. Ich usta spotkały się
w połowie drogi, bo nie był w stanie czekać, aż ona zbliży
się do niego. Wbił się wręcz w jej wargi gwałtownie i bez tchu,
a ona odpowiedziała tym samym. Ich ciała splotły się i przywarły
do siebie. Czuł jak jej palce wbijają się w jego głowę i
wplątują we włosy… Czuł rozsadzające go pragnienie
i pożądanie…
Luna
gwałtownie oderwała się od niego i spojrzała mu dziko w
oczy…
-
To nie zbyt dobry pomysł…, nie wiesz w co się pakujesz…
-
Wisi mi to…
-
Co?
-
To kim jesteś i w co się pakuje… Kocham cię….
-
I chcesz się ze mną kochać?
Zaniemówił,
nie był w stanie odpowiedzieć, tak bardzo przecież chciał…
-
Pewnie, ale ja jestem niebezpieczna, nawet nie masz pojęcia jak
bardzo. Ze mną nie możesz się kochać. Jesteś słodki i
delikatny… Ja, nie. Ty chcesz mnie kochać, ja nie potrafię… ja
z facetami mogę się co najwyżej pieprzyć i to ostro, ale nie
kochać… Rozumiesz?
-
Nie. Przecież wcześniej, w lesie…?
-
No, i? Tak podobasz mi się, bardzo Cię lubię, ale tłumaczę Ci,
że mogę Cię skrzywdzić, idioto…
-
No, i?? Mimo wszystko jestem na tyle dużym dzieckiem, że sam mogę
decydować za siebie…
-
Wątpię… Nie mów hop nim mnie poznasz…, a po tym co widziałeś…
Powinieneś zostawić mnie tu i uciekać… dla własnego dobra…
-
Nie, nie musisz się wysilać, wiem że chcesz mnie wystraszyć, tak
może i się boję, ale nie Ciebie…
-
Mały twardziel z ciebie, co? Pieprzysz, nie znasz mnie, przy mnie
może stać ci się krzywda…
-
Nie prawda. Widziałem jak uratowałaś dziecko… Znam cię…
-
Nie – ucięła gwałtownie – Dobrze skoro nie uciekasz ode mnie,
jesteś zdrowo walnięty. Wiesz o tym? Może kiedyś to
zrozumiesz…
Odwróciła
się w stronę samochodu i jak by nic się nie stało zmieniła
temat.
-
Dobra, najwyższa pora abyśmy się stąd zmywali, może ja
poprowadzę, jesteś jeszcze trochę roztrzęsiony.
-
Ja?... Jasne, ja jestem roztrzęsiony, bo więcej dzisiaj przeżyłem,
np. zaatakowało mnie dzikie zwierzę i takie tam… - odpowiedział
z sarkazmem – A swoją drogą, pięknie tak wyglądasz, ale może
ci zimno, włóż moja bluzę, skoro masz mnie gdzieś nie musisz
mnie prowokować – dodał zaciskając zęby, zdjął szarą bluzę,
którą miał na sobie i podał Lunie.
-
Dziękuję, choć nie jest mi zimno
-
To adrenalina, i kto jest roztrzęsiony, ale jak chcesz możesz
prowadzić
-
Fajnie, no to jedziemy
Wsiedli
do samochodu i Luna powoli ruszyła.
Aleksander
zastanawiał się jak ma prosić ja o wyjaśnienia, teraz
naprawdę chciał wiedzieć o niej wszystko, ale bał się, czy mu
powie, co ukrywa? Czy to coś zmieni?
-
Wiesz, mam jeszcze jedno pytanie – zaczął ostrożnie
-
Tak?
-
Czy opowiesz mi… kiedyś…, co stało się w lesie? –
zapytał z wahaniem
-
Tak, jak chcesz zostanę u ciebie dziś. Już późno i nie chcę
wracać do domu, ale opowiem ci wszystko rano.
Teraz
zaniemówił. Nie rozumiał kobiet to jasne… Po tym co mu przed
chwilą powiedziała… zostanie u niego na noc, tak po prostu?
Ruszyli
powoli przez las, po chwili samochód przyspieszył i suną równo po
drodze, a jednostajny szum silnika działał na Aleksandra
uspokajająco. Czy
wszystko co się dziś wydarzyło było prawdziwe?
A może to tylko jego wybujała wyobraźnia? Może nic tak naprawdę
niezwykłego nie miało miejsca? To tylko atmosfera grozy powodowana
dziwną burzową pogodą, wpływa na zachowanie zwierząt i odczucia
nie do końca normalnych ludzi, jak on…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz