Koniec
czerwca i początek lipca były nie mokre i deszczowe, jednak słońce
prawie nie przebijało się przez gęste chmury, a temperatura
przypominała raczej październik niż początek lata. Aleksander,
Luna prawie co dziennie przyjeżdżali do stajni, a wspólne
przejażdżki po lesie stawały się nierozerwalnym fragmentem ich
codzienności.
Korzystając
z braku letnich upałów Natalia intensywnie
przygotowywała się do mających odbyć
się wkrótce zawodów w ujeżdżeniu, pod okiem Maksa i z dużym
wsparciem Aleksandra i Luny. Początkowo, pod koniec czerwca, miała
mało czasu biorąc pod uwagę intensywność badań w szpitalu
i prób
rehabilitacji detektywa, jednak nie przyniosły
one
spodziewanych rezultatów, a dr Rahm powtarzał
im, a zwłaszcza Hoffmanowi, że po prostu potrzeba czasu i trzeba
czekać.
W
lipcu, w szpitalu nic się nie zmieniało, skończyli już wszystkie
badania i analizy, stan pacjentów nie zmieniał się. Nastał sezon
urlopowy, więc dr Rahm często był na oddziale zastępując kogoś,
nie planowali na razie dalszych testów. Artur, włączony z powrotem
do badań pod koniec czerwca, teraz głównie pomagał pielęgniarkom
i rehabilitantom w opiece nad pacjentami. Śmiał się, że może
ich badania nic nie dadzą, ale on zostanie światowej sławy
specjalistą od rehabilitacji pacjentów w śpiączce i po śpiączce.
Naprawdę z dużym poświęceniem walczył, by zarówno pacjentki NN,
których nadal nie zidentyfikowano, jak i detektyw Latos byli sprawni
jak tylko można.
Detektyw
Hoffman też prawie się do nich nie odzywał, wpadał tylko czasem
do Latosa sprawdzić co u niego. W związku z tym Natalia nie miała
w szpitalu dużo zajęć i dr Rahm, po za wpadaniem do pacjentów
zalecił jej teraz sporządzenie szczegółowego sprawozdania z
całego przebiegu badań nad pacjentami, włączając w to wszelkie
diagnozy od momentu przyjęcia ich do szpitala, oraz zebranie
dokumentacji przesłanej z innych szpitali w Europie. Powstawał
z tego już nie tyle raport co cała książka. Dlatego więcej czasu
mogła też teraz Natalia spędzać w stajni i na zajęciach
sportowych.
Ten
dzień jednak już od rana zapowiadał się na bardzo ciepły, a
nawet gorący, choć wiszące nisko chmury nie pozwalały przebić
się słońcu, już rano było duszno i parno. Koło południa już
całkiem nie było czym oddychać. Kiedy zbierali się do stajni na
popołudniową jazdę, Natalia była podminowana i wściekła jak by
od rana czuła nadciągającą burzę, której wciąż nie było.
Aleksander już trzeci raz wrzeszczał, by w końcu się pospieszyła,
bo ją zostawi. Cały dzień kłócili się o każdy drobiazg jak
nigdy, kiedy w końcu ruszyli do stajni, nareszcie napięcie między
nimi nieco opadło, może za sprawą chłodniejszego powietrza
wpadającego przez otwarte okna samochodu.
Chwilę
po tym jak dojechali już do stajni, Luna pojawiła się również,
ona jednak zupełnie nie reagowała na ciężką burzową atmosferę
i ich ponure miny bardzo ją zdziwiły.
-
Czemu jesteście tacy skwaszeni i podminowani – spytała
wesoło
-
Nie czujesz, nie ma czym oddychać – Natalia nie ukrywała irytacji
– Jak mam coś zrobić z Boni w taką pogodę
-
Jakoś tego nie odczuwam – zdziwiła się Luna – choć burza
będzie, ale nie tak prędko – dodała – zdążysz pojeździć, a
potem jeszcze na pewno i do lasu zdążymy pojechać.
W
tym momencie podszedł do nich Piotr z twarzą mokrą od potu i
zmęczeniem widocznym z daleka
-
Uff, cześć dzieciaki, ledwo żyję od rana konie są tak
napakowane, że kompletnie nie mogę prowadzić jazd - wysapał
-
To pewno przez tę burzę, na która się zbiera od rana – rzucił
Aleksander
-
Może, ale burze bywały a dziś jest piekło – Piotr zaśmiał się
w odpowiedzi
-
Możemy jakoś pomóc i tak czekamy, aż Natalia skończy trening
Boni– spytała Luna
-
No, właśnie Natalia siodłaj Boni, jeszcze dziś nie chodziła, a
wy rzeczywiście moglibyście mi pomóc, mam teraz kilku
początkujących, a przy takiej atmosferze, to koszmar, może im
trochę pomóżcie przy siodłaniu i wsiadaniu, a potem zobaczymy.
-
Ok., nie ma sprawy, z przyjemnością – odparł Aleksander i
skierowali się prosto do stajni.
W
stajni rzeczywiście Aleksander pierwszy raz, chyba widział taki
bałagan na dyżurze Piotra, konie aż chodziły w miejscu
podenerwowane, tupały, a niektóre głośno gryzły żłoby.
-
To nie jest normalne - powiedział Aleksander i zawołał do Natalii
– Jak tam Boni
-
Kiepsko, strasznie jest zdenerwowana, czegoś się boi, wydaje mi
się, że inne konie też, jeśli boją się burzy to będzie co
najmniej tornado - zawołała i dodała. – Ale wydaje mi się, że
to nie burzy się boją.
-
A czego? – spytał Aleksander.
-
Nie wiem, powiedzieć mi jeszcze aż tak dokładnie nie potrafią –
zakpiła.
Aleksander
zauważył, że Luna ogarnęła cała stajnię wzrokiem i wyraźnie
się zaniepokoiła, a po słowach Natalii zrobiła się bardzo czujna
i spięta, na jego pytanie tylko rzuciła krótko
-
Też coś czuję, coś jest nie tak, rozejrzę się na zewnątrz… –
powiedziała ostrożnie i wyszła.
Luna
całym swoim umysłem wyczuwała niebezpieczeństwo,
czyhało gdzieś tu blisko. W domu
nic
nie czuła i po drodze wszystko było w porządku,
była
idiotką, podejrzewając Gajusza, to coś innego…
Tylko co? Ten strach tu wokół to nie burza, naelektryzowane
powietrze może tylko potęgować taki strach, ale nie jest jego
przyczyną. Znów wróciło jakieś bardzo dawne wspomnienie, już
kiedyś się z tym zetknęła tylko kiedy.
Próbowała
ostrożnie uspokajać i ludzi, i konie,
ludzie nawet nieźle reagowali, raczej konie nie. Wyostrzonymi
zmysłami widziała każdy szczegół wokół, również to jak
Natalia próbuje uspokajać sztywną
ze strachu Boni, ale choć miała niesamowitą
siłę działania na zwierzęta teraz to niewiele pomagało. To było
bardzo dziwne, miała wcześniej przez moment wrażenie, że to może
ktoś taki jak ona, ale zwierzęta nie reagowały tak gwałtownie na
nich raczej traktowały ich jak swoich, część świata przyrody.
Wytężyła
cała swoją czujność, jej wszystkie zmysły były wyostrzone do
granic możliwości, była w pełni gotowa zarówno do obrony jak i
ataku. Próbowała
sprawdzić czy w okolicy jest jakiś umysł,
ale nic nie napotkała wszystko było w porządku.
W
stanie takiego napięcia kontrola nad instynktami
była bardzo trudna, wyostrzone zmysły
niestety mocno odbierały również, szybkie bicie serc i gwałtowny
szum krwi w arteriach wzmagany nagłym dopływem adrenaliny. Zapach
strachu jak przy
uciekającej na polowaniu zwierzynie, jej ciałem
zaczęły wstrząsać dreszcze, zaczynała wpadać we własną
pułapkę. Zamknięte pomieszczenie z taką ilością zwierząt i
ludzi ogarniętych strachem to nie był dobry pomysł.
Ludzie
trochę się uspokajali, pogładziła szyję konia stojącego obok i
wyczuła pulsowanie krwi w żyłach na szyi i szybkie uderzenia
serca. Poczuła, że natychmiast musi stąd wyjść, dlaczego tak
trudno jej się opanować.
Wybiegła
ze stajni i zaczerpnęła gorącego wilgotnego powietrza na zewnątrz,
to i fakt, iż nie słyszała już tak wyraźnie przyspieszonych,
bijących serc nieco pomógł jej się opanować.
Wszystko
wokół poruszało się jeszcze wolniej niż zwykle. Kursanci powoli
wychodzili ze stajni i wsiadali na podenerwowane konie, Natalia też
dosiadła już Boni i stała jeszcze przy Aleksandrze
trzymającym Brunetkę na lonży i pomagającemu wsiąść małej
dziewczynce.
Jeszcze
raz przeczesała najbliższą okolicę i nic nie napotkała, nie
było żadnego umysłu do jakiego mogłaby wniknąć, nawet królika,
to nie było normalne. Podeszła do Aleksandra i Natalii.
-
Mam wrażenie, że konie boją się czegoś konkretnego, a nie
nadchodzącej burzy, może to jakieś zwierzę, przejdę się wokół
stajni sprawdzić – powiedziała spokojnie.
-
Z tym zwierzęciem to może być, Boni wyraźnie bała się wyjść
ze stajni – rzuciła Natalia.
-
No, co ty nie idź sama, to może być niebezpieczne – Aleksander
zaczął panikować.
-
Chyba żartujesz, w tej okolicy, konie mogły się wystraszyć lisa,
no może dzika, choć nie sądzę - roześmiała się Luna. - Raczej
mnie nie pożre – dodała z kpiną.
-
Chyba masz rację, przepraszam, dobra idę na ujeżdżalnię jak by
co to zadzwoń mam przy sobie telefon.
-
Ok., zaraz wracam.
Idąc
przez parking do bramy zatrzymała się przy samochodzie i zmieniła
buty na wygodniejsze adidasy, tak na wszelki wypadek i nałożyła
kurtkę. Kiedy
wyszła za bramę najpierw postanowiła zrobić
coś jeszcze. Skoncentrowała się mocno i wysłała myśl najpierw
do Daniela, wiedziała, że nudził się jak
mops dzisiaj cały dzień, ale nie mogła go dostrzec,
jak by jakaś mgła ją blokowała, potem spróbowała to samo z
Sebastianem, a na koniec z Oliwią i nic. To naprawdę było dziwne.
Sięgnęła
po telefon i zadzwoniła do Daniela. Odebrał po pierwszym dzwonku
-
Co, Luna, myślałem, że jeździsz sobie
-
Tak, ale wiesz może mam paranoje ale coś mi się nie podoba
-
Co, konik nie słucha, chyba nie pomogę – głos w telefonie
zarechotał.
-
Oj, Daniel przestań – warknęła. – Wszystkie konie strasznie
się boją.
-
Pewno burzy, uspokój je i już.
-
No właśnie nie mogę i jeszcze coś… Nie mogłam was namierzyć,
dlatego dzwonię.
-
To rzeczywiście dziwne, może to, to napięcie przed burzą
-
Może, a może jak ci się nudzi, weź Sebastiana i przelećcie się
po okolicy
-
Nie ma sprawy przewietrzymy się trochę…, pa, na razie.
-
Pa, dzięki – i rozłączyła się
Schowała
telefon i postanowiła przebiec się wokół terenu stajni. Las był
spokojny, mokry i cichy, nic niepokojącego nie zauważyła, nic
się nie poruszało,
nawet drzewa. Nie było wiatru, a w parnym
wilgotnym powietrzu nawet owadom widać nie chciało się latać.
Może jednak to po prostu paranoja i atmosfera przed burzą.
Częściowo uspokojona, choć poczucie zagrożenia nie minęło
całkowicie, wróciła na teren stajni.
Dziewczynka,
która Aleksander lonżował już jeździła sama, razem z innymi
kursantami na dużej
ujeżdżalni, a Aleksander stał oparty o ogrodzenie
małego padoku i obserwował Natalię usiłującą nakłonić Boni do
eleganckich zmian nogi w galopie co trzy takty. Ale koń był spięty
i to, co robił, nie było to, bardzo eleganckie i płynne przejście.
-
No i jak, wszystko w porządku, znalazłaś coś? – spytał z
daleka Aleksander.
-
Nic nie znalazłam, ale generalnie chyba wszystko w porządku, może
to zwierzę i już sobie poszło – odpowiedziała spokojnie,
zdejmując kurtkę i wieszając ją na ogrodzeniu. – Jak tam
Natalia?
-
Średnio, będzie dzisiaj wściekła jak osa, bo Boni gorzej dziś
chodzi niż przez ostatnie dni.
Aleksander
wyciągną rękę i objął Lunę czule w
talii, poczuła znajomy miły dreszcz przyćmiewający
wszystkie inne odczucia, jak zwykle kiedy jej dotykał i stali tak
przytuleni obserwując zmagania Natalii.
Nagle
Luna dostrzegła niespodziewany ruch na drugiej ujeżdżalni koło
stajni, jej zmysły błyskawicznie zareagowały. Widziała wszystko
szczegółowo w zwolnionym tempie, zarówno ludzie jak i konie
poruszały się wolno, wolno w stosunku do niej. Nikt nie zdążył
jeszcze się poruszyć, kiedy już oceniła sytuacje i wybrała
najlepszą opcję działania.
Aleksander
był w szoku, wszystko stało się jednocześnie.
Luna stała przytulona do niego i nagle
już
jej nie było, wtedy dopiero zobaczył jak spłoszony
Spartan,
zrzuciwszy jeźdźca przeskakuje ogrodzenie
i ucieka do stajni, a na jego drodze w drzwiach stajni bawiła się
mała córeczka Piotra, czteroletnia Ewa.
W
tym samym niemal momencie zobaczył Lunę trzymającą już w
objęciach Ewę. To było jak mignięcie flesza i już mała
wrzeszcząc siedziała na schodach dyżurki, a Spartan przebiegał
przez drzwi stajni, z Luną u boku usiłującą go złapać. Jak to
było możliwe, nie rozumiał, może to przewidzenie.
Pobiegł w stronę stajni, ale po drodze minęła go Natalia na Boni,
która przeskoczywszy ogrodzenie była szybsza. Zatrzymała konia
przed drzwiami zarzuciła wodzę na zamek i wpadła do stajni.
Aleksander
wpadł do stajni tuż za nią, a za nim Piotr.
Widok
był okropny, tuż za drzwiami stajni ktoś zostawił wózek na
siano, Spartan wpadł na niego i przewrócił się, teraz leżał w
przejściu, charcząc ciężko, a na nim leżała Luna nie pozwalając
mu się ruszyć.
Nie
to było jednak najgorsze, w szyi konia tkwił odłamany kawałek
blachy z wózka i widniało głębokie, długie rozcięcie idące aż
od łopatki. Luna trzymała szyję konia by nią nie ruszał, całe
ręce i twarz miała umazane krwią, była potwornie blada i
trzęsła się cała.
Pierwsza
do konia podbiegła Natalia, ściągnęła koszulę i zarzuciła
koniowi na ranę, ścierając krew, potem ścisnęła miejsce
największego krwawienia rękami. W tym czasie Piotr już trzymał
konia, razem z kilkoma osobami pozwalając Lunie odsunąć się i
pytając się czy ona nie jest ranna. Luna tylko pokręciła głową
nic nie mówiąc.
Jego
zmysły rejestrowały wszystko wokół, ale umysł w zasadzie chyba
tego nie był w stanie analizować. Wszystko było zbyt szybko, zbyt
strasznie, zbyt nieprawdopodobnie. Przed chwila jeszcze w zasadzie
beztroski dzień, pomijając nadchodząca burzę, w tej chwili
koszmar…, który na dodatek mógł być nieprawdopodobnie gorszy…
Nie, w tym momencie nie był w stanie o tym myśleć… Musi coś
robić…
Biegnąc
do dyżurki po apteczkę i środki opatrunkowe Aleksander
jednocześnie złapał za telefon i zadzwonił na pogotowie
weterynaryjne, wytłumaczył szybko co się stało.
Wiedział,
że Natalia wie co robić, musi tylko mieć czym, nim przyjedzie
weterynarz. Kiedy już dał Natalii apteczkę plus torbę opatrunków,
spojrzał na stojącą jak zahipnotyzowany posąg Lunę. Była
nieruchoma i nienaturalnie blada, zdawała się wprost nie oddychać…
Jednym spojrzeniem zrozumiał, że musi ją natychmiast stąd
wyprowadzić.
Złapał
dziewczyną za zakrwawioną rękę i pociągną do wyjścia, ani
drgnęła, więc objął ją w talii i popchną do wyjścia
zasłaniając sobą widok konia. Ocknęła się z odrętwienia, choć
miał wrażenie, że w pierwszej chwili zawarczała na niego i
pozwoliła się wyprowadzić.
Na
zewnątrz, wybudzona z odrętwienia, znowu zaczęła się trząść,
chciał ją przytulić, ale odepchnęła go z siłą jakiej się po
niej nie spodziewał.
-
Nie, nie… odsuń się – warknęła, trzęsąc się w konwulsjach.
– Muszę stąd iść… natychmiast!
-
Dobrze, zaraz cię odwiozę – powiedział Aleksander.
-
Nie, sama…, ty idź pomóż Natalii, ona cię potrzebuje…
-
Ależ jesteś w szoku, wiem, że niektórzy tak reagują na krew, to
normalne – powiedział Aleksander uspokajająco
-
Nie, nie… muszę być sama – wycharczała. - I… przepraszam, że
nie zdążyłam…
-
No, co ty żartujesz, nie mogłaś…. – i zawahał się. –
Przecież uratowałaś Ewę… – dodał.
Popatrzyła
na niego wnikliwie, jak by chciała spojrzeć w głąb jego duszy,
lub nawet poza nią… A potem jej spojrzenie zmieniło się na nieme
pytaniem, wahanie, a może i prośbę… Zrozumiał.
-
Po prostu, widziałem to… Nikomu nie powiem, jeśli nie chcesz.
Potem…, kiedyś… mi wyjaśnisz
-
Tak, potem… - odpowiedziała z westchnieniem. - Teraz muszę
iść, zabierz mój samochód do siebie, przyjdę… potem…
Odwróciła
się i już jej nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz