Helikopter
krążył nisko i powoli nad stepem
u podnóża wzgórz, Sebastian uważnie
przypatrywał się śladom w dole, jego doskonały wzrok pozwalał mu
dostrzegać każdy szczegół krajobrazu mimo prawie całkowitych
ciemności. W końcu dostrzegł to czego szukał, koń pasł
się spokojnie tylko lekko zaniepokojony warkotem
maszyny, ale w końcu przyzwyczajony był do tego odgłosu.
-
Tu wyskakuje, wyląduj tu gdzieś i czekaj na mnie – krzykną do
pilota i już go niebyło.
Kiedy
miękko opadł na ziemię od razu zaczął szukać tropu konia, po
chwili już biegł w kierunku z którego koń tu dotarł. Na
trop Natalii trafił po kilku minutach, aż mu się w głowie
zakręciło tak był wyraźny, pełen strachu i bólu.
Kiedy
Natalia zeskoczyła z konia pobiegła pierwszą ścieżką w górę,
teraz on podążał za nią. Ścieżka wiła się i rozchodziła,
dziewczyna jednak wybierała prostą drogę w górę, wiedział, że
kilka razy przewróciła się i potykała o kamienie. Mkną za nią w
zawrotnym tempie, trop był świeży i tak wyraźny, że nie musiał
się zastanawiać, byle zdążyć ją dogonić, wiedział jak kończy
się ta ścieżka, polował tu wielokrotnie, jest ciemno, a ona nie
zobaczy niebezpieczeństwa.
Ścieżka
zaczęła się zwężać i przypominać bardziej rumowisko niż
drogę, wtedy dostrzegł ją kilkadziesiąt metrów przed nim, tam
już w zasadzie nie było ścieżki tylko wąska skalna półka, na
dodatek zakończona urwiskiem. Ale Natalia tego nie wiedziała,
ostrożnie przesuwała się na przód, opierając o skalną ścianę.
W
tym momencie z za chmur wyszedł wąski sierp księżyca i bladym
światłem zalał całą okolicę. Widział z daleka jak Natalia się
zatrzymała i zaczęła rozglądać, jej krótką delikatną sukienkę
szarpał wiatr, a drobne białe ręce odcinały się ostro na tle
ciemnych
skał, których próbowała się przytrzymywać.
Chciał
zawołać, ale bał się, że wystraszona może zrobić jakiś
niespodziewany ruch i spaść. Podchodził powoli i cicho, był już
blisko kiedy Natalia spojrzała w jego kierunku i dostrzegła go.
Zobaczył dziką panikę w jej oczach, poznała go ale znów
się go bała, może jeszcze bardziej niż przedtem.
Skoczył błyskawicznie, nie mógł czekać jednak Natalia też
rzuciła się do ucieczki. Skały których usiłowała się
przytrzymać osunęły się, pociągając za sobą te, na których
stała, wszystko zaczęło wirować i spadać. Usłyszał jej krzyk i
zobaczył jej bladą twarzyczkę odsuwająca się od skały i drobną
postać spadającą w dół. Był jednak szybszy, skoczył w dół
łapiąc ją pewnie w ramiona i osłaniając przed skałami lecącymi
na nich.
„Nie
bój się, mam Cię, wyciągnę Cię z tego” – posłał jej
intensywną myśl
Wylądował
z Natalią w ramionach na kolejnej skalnej półce, a spadające
skały rozbijały się o jego plecy. Łomot i huk spadającego
skalnego rumowiska zagłuszał wszystko, po chwili jednak ucichł
pozostawiając pustkę i ślady zniszczenia w bladej poświacie
księżyca.
„Żyjesz?”
Sebastian
tulił Natalię do siebie, bojąc się nawet
sprawdzić czy żyje, powoli dochodziło jednak
do niego, bicie jej serca i urywany przyspieszony oddech, oraz cały
czas obecne ciepło jej ciała. Rozluźnił delikatnie ramiona o
odsuną się odrobinę by muc dostrzec jej twarz.
Była
przytomna i przerażona. Jej wielkie oczy były jeszcze większe niż
normalnie, oddech spazmatyczny i urywany. Zdawał sobie sprawę, że
równie bardzo przerażało ją to co się wydarzyło jak i on sam.
„Nie
bój się”- Nie miał jeszcze siły uśmiechać się, tak by ją
uspokoić, tylko przytulił ją ponownie do siebie i pogłaskał po
włosach. Była cała bardzo spięta, ale nie próbowała się
wyrywać, ani uciekać, bała się go, jednak spaść bała się
bardziej.
Teraz
spokojnie próbował przeanalizować sytuację w której się
znaleźli. Skalna półka, na której wylądowali nie była połączona
z niczym, w dół było jeszcze kilkaset metrów i potem też
nie wiadomo, czy było stamtąd wyjście. W górę jeszcze gorzej,
nawet samemu wspinaczka była ryzykowna,
przez zwietrzałe, niestabilne, spadające skały. Na razie musieli
tu zostać i poczekać na pomoc.
Poczuł
jak Natalia poruszyła się próbując wyswobodzić z jego objęć.
Rozluźnił uścisk, ale jej nie puścił.
-
Uspokój się nie ruszaj się gwałtownie bo spadniemy – Sebastian
starał się mówić jak najłagodniej, bojąc się, by jej jeszcze
bardziej nie wystraszyć.
-
Gówno, pieprz się, wiem – warknęła. - Puść mnie, nienawidzę
cię – jęknęła słabo.
-
Nie ma mowy, spadniesz.
-
Pieprz się, wolę spaść – zawarczała. – Nienawidzę cię.
-
Nie pozwolę na to, złapię cię.
-
No to, co i tak mnie zabijesz, po co mnie łapałeś? – z oczu
pociekły jej łzy.
-
Jak możesz tak myśleć, przecież mówiłem, jak bardzo mi na tobie
zależy- dotkną delikatnie policzka Natalii, ścierając, a raczej
rozmazując opadające łzy - „Naprawdę bardzo mi zależy…,
bardziej niż na sobie, nigdy na nikim…”-
-
No, i… zostawiłeś mnie dla tych… – łkanie zagłuszyło
dalsze słowa
-
Nie, nie – szepnął w rozpaczy – Przepraszam,
nie pomyślałem, że oni… – przerwał w jego głosie pojawiła
się wściekłość i stanęła gulą w gardle – Rozszarpię im
gardła, jak ich dorwę – zawarczał, a w myślach pojawił
się obraz rozszarpanych gardeł jej byłych prześladowców
-
Och – przerażenie w jej oczach znów przechodziło w panikę,
zrozumiał, że się go boi
-
Nie, nie bój się, nie zrobię ci krzywdy – Sebastian starał się
ją uspokoić z rozpaczą.
-
Kim ty jesteś? – spytała cicho bardzo drżącym głosem.
-
Mówiłem ci, że potworem, ale potwory też widać mogą coś czuć
– powiedział smutno, czując niewypowiedzianą rozpacz, że to
koniec, ona boi się go. Jak Gajusz ich znajdzie, Luna sprawi, by
zapomniała wszystko i nigdy już nie wejdzie do jej życia, będzie
bezpieczna.
-
A jak będą niegrzeczna, przestaniesz mnie lubić, to też
rozszarpiesz mnie? – spytała cicho.
-
Nie, nigdy nie mógłbym zrobić ci krzywdy – Sebastian przerwał i
dodał cicho i z całą namiętnością jaką do niej czuł. – I
nigdy nie przestanę cię lubić.
-
To niemożliwe… a gdybym zrobiła coś strasznego, była niedobra,
zraniła cię, zdradziła? – pytała cicho z niedowierzaniem.
-
Nie, nigdy, myślę, że znaczysz dla mnie więcej niż ktokolwiek
inny, nawet jak odejdziesz i zapomnisz o mnie, ja Cię nie
zapomnę, na zawsze, na wieki, tak już mamy.
-
My…?
-
Tacy jak ja, zauważyłaś, że nie jestem normalnym człowiekiem –
mówiąc to, usiadł powoli, nie wypuszczając Natalii z objęć.
-
Tak, jesteś bardzo szybki, wytrzymały, silny i szlachetny…. –
powiedziała powoli. – Więc, kim jesteś?
-
Szlachetny, chyba kpisz sobie ze mnie. Nie mogę ci powiedzieć, nie
tu – uśmiechną się smutno. – Jak ci powiem, to uciekniesz i
znów będę musiał cię łapać.
-
No wiesz, co znowu, żartujesz – w jej głosie słychać było
złość. – Nie jestem głupia, aż tak bardzo.
-
Jasne.
-
Powiedz mi, musisz mi powiedzieć, może za chwilę ta skała się
urwie i spadniemy w przepaść, może tobie nic się nie stanie,
ale ja się rozpłaszczę na dole – z rezerwą spojrzała w dół
i wyraźnie przeszedł ją dreszcz. – Mam prawo wiedzieć.
-
A obiecasz, że nie drgniesz, nawet jak ci powiem, coś okropnego,
choć… jak spadniesz to i tak cię złapię.
-
Obiecuję, nawet powieka.
-
No dobra jestem … może sama się domyślasz – powiedział cicho.
-
No, nie wiem, myślałam… biorąc pod uwagę, że kiedy mnie
dotykasz, wiem, co myślisz i czujesz, tak jak ze zwierzętami
czyli może bardziej masz coś wspólnego ze zwierzęciem niż inni
ludzie, biorąc
pod uwagę twoją siłę, odporność i szybkość…
- powiedziała szybko jednym tchem.
„No,
blisko, ale nie do końca” – pomyślał i podsuną jej w
myślach ostrożnie swoje pragnienie krwi.
-
Co, jesteś wampirem, takim co pije krew i zabija ludzi jak
Drakula – jak obiecała nie ruszyła się,
tylko rozszerzyły jej się płatki nozdrzy i zadrgały
lekko, a oczy stały się jeszcze większe i bardziej świetliste.
-
No, prawie, raczej nazywamy siebie Dziećmi Księżyca lub
Strażnikami Cienia, albo najlepiej Wędrowcami Cienia i nie zabijam
ludzi, teraz…, ale piję krew i mogę zamienić się w zwierzę
wtedy poluję na zwierzęta
-
A, boisz się słońca, jak przyjdzie ranek to spalisz się, tu
będzie rano słońce – podniosła głos i była nim
autentyczna panika
-
Nie, nie boję się słońca, nie lubię go, ale jest tylko
nieprzyjemne – roześmiał się, miał wrażenie, że teraz jak
prawdziwie boi się o niego to było niesamowite, bała się go, ale
i o niego.
-
To dobrze – Natalia powiedziała z ulgą
-
Boisz się o mnie, czy o to że zostaniesz tu sama – zakpił jednak
tak naprawdę spróbował wysondować jej uczucia żartując.
-
No, jasne, że samej strasznie by mi się nudziło, żadnej książki
ani nic – odpowiedziała sarkastycznie jednak ze szczerym
oburzeniem, ale nie potrafił wyczuć prawdy, to dziwne.
-
Miło mi, że się o mnie martwisz – powiedział z sarkazmem
-
A, tak przy okazji jak zostaniemy tu bardzo, bardzo długo i będziesz
bardzo, bardzo głodny to zjesz mnie, co – spytała z udawaną
powagą, ale bez lęku
-
Jasne, przecież po to nie pozwoliłem ci spaść, nie można
marnować pysznej przekąski – zażartował kpiącym uśmiechem i
puścił do niej oko.
-
Dobrze wiedzieć – rozśmiała się i objęła go za szyję – W
końcu uratowałeś mi życie i teraz należy do ciebie, możesz mnie
zjeść kiedy chcesz – i dodała - No to jak już sobie
wszystko wyjaśniliśmy, to…
-
Hej, nie tak szybko jeszcze nie wszystko, teraz ja muszę coś
wiedzieć – zawahał się jak to powiedzieć – Czyli tak, jak już
dowiedziałaś się jakim jestem potworem i co ci tak naprawdę z
mojej strony może grozić to się przestałaś mnie bać – spytał
niedowierzająco
-
Tak, nie jesteś zły, jesteś sobą i jesteś jaki jesteś i jak już
wiem to Ok. jesteś drapieżnikiem, tak już w przyrodzie jest i tego
się nie boję, bałam się, że jesteś terrorystą.
-
Myślisz, że jestem twoim oswojonym zwierzątkiem
-
Nie – odparła ze śmiechem – Jesteś moim dzikim zwierzątkiem–
dodała pochylając się w jego stronę
i przyciskając gwałtownie swoje gorące wargi
do jego chłodnych ust i całując go długo i gorąco.
Oddał
namiętnie ten pocałunek z czułością. Ich myśli i uczucia
połączyły się w całość, jak by prowadzili ze sobą długą
rozmowę, lub jak by razem byli ze sobą przez całe lata. Łączyły
się ich myśli
ale również marzenia i wyobrażenia, tęsknoty
i pragnienia, a każde poznawał drugie może nie od strony historii
życia, ale od strony prawdziwej głębokiej natury. Po chwili
Natalia podniosła głowę i roześmiała się wesoło
-
Wiesz co, zdecydowanie wolę, abyś był wampirem niż terrorystą –
i znów go pocałowała nie dając dojść do słowa.- Szkoda, że tu
tak niewygodnie – dodała
-
O czym ty myślisz, dziewczyno – powiedział z udawaną trwogą
-
Ja? O niczym – zatrzepotała niewinnie rzęsami – Tylko tu
niewygodnie na dłuższe przebywanie.
Roześmiał
się kpiąco.
-
Na razie może być. Chyba długo tu nie zostaniemy, wydaje mi się,
że słyszałem helikopter, pewnie przyleciał mój ojciec i siostry,
mieli pomóc cię szukać – wyjaśnił
-
Ja nie słyszę
-
Zaraz usłyszysz, chyba mam jednak zdecydowanie lepszy słuch od
ciebie, takie przystosowanie do polowania.
Natalia
odsunęła się od Sebastiana próbując wychwycić
dźwięki maszyny i w tedy poczuli drgnięcie,
a potem trzask i kolejne drżenie. Sebastian wstał, by objąć
Natalię, ale nie zdążył, kawałek skały na której stał nagle,
bez ostrzeżenia zapadł się w dół. Wyciągną
błyskawicznie rękę i chwycił się wystającej
skały i wtedy poczuł, że chwytają go jej drobne dłonie i z
całych sił ciągną w górę.
„Nie,
Natalia, nie, puść mnie bo spadniesz” – krzykną wręcz w
myślach
-
Mowy niema, nigdy w życiu – wysapała, nie miał jak odsunąć jej
dłoni od siebie, wiedział, że jak skała się odłamie spadną
razem i mogłoby mu się nie udać osłonic jej.
-
Musisz, nie utrzymasz mnie, nic mi nie będzie
-
Utrzymam, możesz wpaść na drzewa, lub gałęzie, a ja wiem jak to
się kończy – usłyszał w jej głosie upór i determinację
W
tym momencie w jego umyśle pojawiła się Luna
„Gdzie
jesteś, Oliwia wyłapała twój strach co się dzieje, gdzie cię
szukać”
Wysłał
w myślach do nich obraz miejsca gdzie się znaleźli
„Luna,
pośpieszcie się, błagam ratuj ją”
W
tym momencie Sebastian usłyszał już nad głową wyraźny
odgłos pracy silnia helikoptera i jednocześnie
poczuł drgnienie skały, na którą skoczył
Gajusz. Opadające wokół skały znieruchomiały, poczuł jego mocny
uścisk i oderwały się od niego ręce
Natalii. Został wręcz wyrzucony w górę i łagodnie
wylądował obok Gajusza, złapał w locie Natalię, w ostatniej
chwili, bo skała oderwała się i polecieli w dół. Ale nie
był to bezwładny upadek, czuł ochraniająca ich moc Gajusza,
rządek kawałek skały, ziemia czy kamień nie dotkną ich nawet.
Podobnie
jak poprzednio przytulił i osłonił Natalię
wylądowali bezpiecznie na dole, asekurowani
jeszcze przez Gajusza. Wtedy powoli opadły skały, a za moment opadł
tez powstały przy okazji kurz. Kiedy Sebastian strzepnął z siebie
resztki skał i otrzepał z pyłu włosy Natalii, przytulił ją
i dopiero teraz spojrzał na Gajusza.
Spodziewał
się, że ten będzie zły, ale wyraz twarzy Gajusza przeraził go.
Gajusz stał osłupiały przyglądając im się z niedowierzaniem,
wyglądał jak by piorun go raził i on nie mógł w to uwierzyć.
-
Sylwia – szepną z bólem
Przez
moment ten wyraz niedowierzania przeszedł w widoczną furię, za
trzęsły się wokół skały i ziemia, a potem twarz Gajusza stała
się nieprzenikniona, kiedy Natalia przytuliła się do Sebastiana.
-
Zanieś ją do helikoptera – rzucił chłodno – Tam w prawo jest
ścieżka
Odwrócił
się błyskawicznie i już go nie było.
Czekał
na nich przy maszynie milcząc, kiedy Sebastian
dobiegł postawił nieco oszołomioną Natalię
i z pytaniem spojrzał na wzburzonego Gajusza. Ale w tym momencie z
helikoptera wyszła Luna
-
Natalia, co …? - Lunie słowa uwięzły w gardle
-
Luna…, Luna ty tu? Jak…- Natalia była wyraźnie wstrząśnięta
-
Znasz Lunę – Sebastian był niemniej zaskoczony
-
Tak, jest dziewczyną mojego brata – odparła Natalia naturalnie
-
Och…, No, tak czyli wszyscy świetnie się znacie – zawarczał
Gajusz
Oliwia
stała patrząc na nich wszystkich na przemian w końcu zatrzymała
się na Gajuszu
-
Nie rób tego… – wbiła w niego wzrok z nieokreślonym
wyrazem twarzy - Powiedz im…
„Musisz…”
-
Dość. Nie teraz – zawarczał, widać było, że kipi z gniewu ale
jego twarz pozostawała bez wyrazu.
Sebastian
nie wiedział, co o tym myśleć, ale wiedział jedno, tak wściekłego
Gajusza jeszcze nie widział, a wiedział też, że jest się czego
bać…
– Dość.
Do helikoptera – rozkazał Gajusz głosem nieznoszącym sprzeciwu.
– Wszyscy…
Epilog
Postać
stojąca w blasku księżyca odwróciła się lekko i bezszelestnie,
niesamowita i przepiękna zarazem, z kruczo czarnymi długimi
niczym welon włosami spływającymi na bladą lśniącą diamentową
skórę, ledwie okrytą skrawkiem półprzezroczystej lekkiej tkaniny
w kolorze płonącej krwi.
-
Miłość jest największą siłą, daje życie i śmierć, może
pokonać wszystkie przeszkody, ale też może być przeszkodą nie do
pokonania - powiedziała w zamyśleniu i ciągnęła dalej, patrząc
ponuro – Jest jak słońce, które odbite od oblicza księżyca
może prowadzić w mroku, a w południe dnia jego promienie oślepią
i mogą zabijać. Decyzje wkrótce zostaną podjęte, ale to ty
będziesz ich aktywatorem i… spadkobiercą... – zamilkła na
chwilę - Twoja miłość może prowadzić twoje dzieci, może też
narazić je na niebezpieczeństwo, i zabić…, i dać im życie.
Taka jest przepowiednia Amaltei – urwała i spojrzała na mężczyznę
z żarliwością, przemieszaną z okrucieństwem
– Ale
jak sam wiesz, jej wizje dotyczące ciebie zawsze były bardzo
niewyraźne i mgliste, a rzeczywistość jest podatna na każdą
zmianę uderzeń skrzydeł motyla, a nic do końca nie jest takie na
jakie wygląda – ostrzegła chłodno - Los zależy od twoich
decyzji – jeszcze raz podkreśliła – Pamiętaj o tym, gdzieś w
tobie, na granicy życia i śmierci, czuję też, dla siebie
strach lub spokój, czuję wokół ciebie moc i czuję jakąś
świadomość, ale nie mogę jej odnaleźć.
-
Co mam ci powiedzieć…, jestem twoim strażnikiem, dzieckiem i
kochankiem po wieczność – jego głos był tak żarliwy, że
prawie poczuła jego ból, co sprawiło jej przyjemność – Kocham
cię, ale nie chcę ich opuszczać, nie mogę
-
Tak, teraz nie możesz, za dużo byś zmienił, ale już sama wiedza
zmienia wiele, jednak może kiedyś… - zawahała się – Pragnę
cię, moje progi są dla ciebie zawsze otwarte, teraz musisz stoczyć
własną bitwę, tylko pamiętaj o oślepieniu i daj się prowadzić,
a i tak cokolwiek się stanie, jesteś mój i ja na ciebie
zawsze będę czekać.
Odchodziła,
płynąc w srebrzystym świetle księżyca, jednak w połowie drogi
zawahała się na moment i zawróciła. W tym samym momencie
znalazła się bezpośrednio przed stojącym nieruchomo mężczyzną,
a ich wargi złączyły się w namiętnym pocałunku.
Ich
splecione ciała otoczył księżycowy blask, tworząc wokół
odgradzającą ich od rzeczywistości magiczną, świetlistą aurę.
I trwali w niej zatraceni w sobie, a czas przestał płynąć, jakby
noc nigdy nie miała się skończyć.
KONIEC
CZ. I
cz II pt. Niepamięć cieni
na razie jako ebook - Niepamięć cieni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz