Prolog

Jakiś czas temu…





Samochód sunął równo po drodze, lekko drgając co jakiś czas na drobnych nierównościach, a monotonny szum silnika i opon na asfalcie zagłuszała dobiegająca z głośnika radia romantyczna melodia. Wstawał zimowy świetliście perłowy poranek, osnuwając resztkami srebrzystej mgły mijane pola i pojedyncze drzewa. Wąska prosta droga ciągnęła się aż po ciemne pasmo widniejącego w oddali lasu. Mroźna noc i chłodny poranek pozostawiły na nielicznych drzewach delikatne koronkę szadzi i niestety oblodzoną również nawierzchnię drogi.
Natalia po raz kolejny pomyślała jak piękny i spokojny może być taki poranek spędzony w samotnej drodze, na uczelnię, chwila samotności przed męczącym i pewno ciężkim dniem. Zdecydowanie wolała taką samotną jazdę niż chwilę drzemki w pociągu, zawsze pełnym ludzi jadących do pracy i szkoły.
Znów zastanawiała się nad plusami i minusami dojeżdżania codziennie na uczelnię i mieszkania w domu. Codziennie musi wstawać o świcie, a w zimie nawet przed świtem, jechać ponad 30 km, aby zdążyć na pierwsze zajęcia. Jednak to nie tak wielkie poświęcenie za możliwość porannego poklepania Puszka i podrapania go za uchem, oraz częstego odwiedzania Cezara i Bonny w stajni, klepania ich po szyi i wdychania codziennie ciepłego zapachu końskiego potu, słuchania nerwowych pochrapywań i dramatycznego rżenia klaczy jak jej urodzony przed paroma dniami źrebak oddali się za bardzo. Pierwsze niepewne kroki małego Bora na śniegu i pierwsze niesforne podskoki, widok zafascynowanych nowym członkiem stada koni i psów, a potem błyskawiczna reakcja klaczy na zbytnie zainteresowanie jej dzieckiem. Natalia uśmiechnęła się do siebie, tak to wszystko ominęłoby ją, jak zamieszkałaby w mieście koło uczelni. Nie budziłyby jej zwierzaki przed świtem, głodne i niecierpliwe jak zwykle. Pobudka parę godzin później, ale przy pomocy budzika to jednak nie to samo.
Codzienna droga była spokojna, zwykle jednostajna, ale widoki z okien samochodu piękne i fascynujące, niemające w sobie nic z nudy, choć na pewno napawały spokojem. Początkowo przez parę kilometrów prosta droga przecinała pola i pastwiska, nie wiele samochodów można było tu spotkać. Następnie skręcało się niewielkim łukiem w stronę lasu i wjeżdżało w zaczarowaną krainę olbrzymich starych drzew, pagórków i wąwozów. Droga ani przez chwile nie biegła prosto, tylko wiła się niczym wstążka porwana przez wiatr i rzucona poplątana w gąszcz drzew. Jednak codzienna obserwacja tej fascynującej dżungli jak przybiera jesienne kolory, porzuca je w końcu na rzecz srebrzystych kropli deszczu i w końcu białej delikatnej szaty śniegu, nigdy nie była nudna.
Dzisiejszy poranek, mglisty, mroźny, spowijał drzewa szadzią teraz pola zamieniał w tajemnicze białe morza i Natalia nie mogła się doczekać widoku starych olbrzymich modrzewi na skraju lasu, wyglądających dzisiaj prawdopodobnie jak koronkowe baletnice, zastygłe w oczekiwaniu na bal. Może jeszcze nim dojedzie do lasu wyjdzie słońce i oświeci pokryte szronem drzewa, choć raczej małe szanse, mgła chyba się raczej zagęszcza.
Nagle z tych mglistych rozmyślań zaczął wyłaniać się zdecydowanie niepasujący do obrazu nieprzyjemny, drażniący dźwięk warkotu, przenikający nawet przez muzykę z radia. Natalia niechętnie spojrzała w lusterko wsteczne, na tej drodze w stronę lasu i na dodatek o tej porze rzadko coś jechało, jednak tym razem coś się zbliżało. Wyraźnie, we wstecznym lusterku zobaczyła dwa, zbliżające się z durzą prędkością motory.
- Pieprzeni dawcy narządów – zaklęła pod nosem i lekko zjechała na prawa stronę jezdni, aby minęli ją jak najszybciej. – Ślisko, zimno, po prostu rewelka na jazdę motorem, popieprzeni palanci bez tłumików.
Zerkając cały czas w lusterko niepewnie obserwowała zbliżające się z ogromną, jak na ta pogodę, prędkością pojazdy, mimowolnie zwalniając. Kiedy za moment minęły ją z ogłuszającym rykiem silników, aż wstrzymała oddech, po plecach przebiegł ją dreszcz strachu i jednocześnie ogarnęła ją tak silna chęć ucieczki, że tylko szybko włączony rozsądek pozwolił jej nie uciec w popłochu do rowu.
- Fffffff – ze złością wypuściła wstrzymywane powietrze. – Debile, jeszcze się ścigają. Powodzenia w lesie. – z irytacją podgłosiła radio, by nie słyszeć oddalającego się ryku motorów, wróciła na swój stały tor jazdy, ale nie przyśpieszyła w ewidentnym proteście do mijających ją przed momentem palantów.
Powoli uspokajała się i wróciła do podziwiania poranka i nostalgicznych rozmyślań w dźwiękach kolejnej spokojnej ballady płynącej z radia. Mgła zagęszczała się, na słońce nie było co liczyć, po paru minutach widniejący w oddali las przestał być widoczny, wjechała w mglistą gęstą zasłonę. Jednak moment później z mgły zaczęły wynurzać się pierwsze drzewa. Miejscami lekkie, koronkowe, pokryte delikatnym białym puszkiem szronu, miejscami czarne, nagie i srogie jak olbrzymi groźni wojownicy. Łagodnym łukiem powoli wjeżdżała w las.
Tak jak się spodziewała droga była tu równie oblodzona i niepewna jak wcześniej. Choć to już koniec lutego, spokojny śpiący las wyglądał jak by to był środek zimy. Nic nie poruszało się w poszyciu, ani w gałęziach drzew, smugi mgły otulały coraz gęściej rosnące i coraz starsze drzewa białym całunem scalając się w jedno z białym szronem.
Po pewnym czasie w głębi lasu mgła zaczęła wyraźnie rzednąć, a droga stała się dobrze widoczna, aż do następnego zakrętu, których tu nie brakowało. W radiu zaczęły się reklamy, szybko przełączyła na inna stację, tu ostre nuty najnowszego hitu jesieni wprawiły ją w wesoły nastrój, przypominając o imprezie sobotniej u Kamili i Eda. U nich zawsze była super wypas impreza, najnowsza muzyka, fajni, nowi faceci, zwykle bardzo rozrywkowi kumple Eda. Bliżsi i dalsi, a czasem chyba bardzo dalecy, ale to nie szkodzi, na imprezach nigdy nie szukała poważnych związków, ale raczej zabawnych i przelotnych flirtów, co zwykle wszystkim odpowiadało, tak samo jak jej.
Nie była w końcu, porządną, stabilną i rozsądną dziewczynką, a po za tym, nie miała czasu na poważne związki, umawianie się itp. Była na pierwszym roku studiów medycznych, nie mieszkała w mieście i miała kupę zwierząt oraz zajęcia sportowe na głowie.
Ciąg myśli o imprezie chłopakach i uczelni przerwał jej obraz, który wyłonił się z za zakrętu drogi. Na poboczu stała czerwona toyota pikap, a przed nią starszy facet machając rękami i krzycząc. Im bardziej się zbliżała tym więcej widziała szczegółów, ślad hamowania na drodze, połamane krzaki, sterczące z rowu na poboczu koło motoru.
- Jasna cholera, rozpieprzyli się jednak, debilni dawcy – zaklęła zjeżdżając na pobocze obok pikapa.
Wyskoczyła z samochodu, nie zakładając nawet czapki i podbiegła do starszego faceta.
- Co się stało, nic Panu nie jest?
- Nie, Ja tylko ich widziałem…
- Co się stało?
- Tam leży – ciągnął facet drżącym głosem. – Nie sądzę by przeżył, ten drugi podciął mu motor
i rzucił w niego czymś, a ten tam, wyleciał z zakrętu i spadł… - wskazał ręką w dół zarośniętego krzakami zbocza.
- Wezwał Pan pomoc
- Tak, od razu dzwoniłem, ale tam nie zejdę nie dam rady…
- Niech Pan tu czeka na pogotowie i wskaże ratownikom gdzie spadł motocyklista, a Ja spróbuje tam zejść – Natalia nie czekała na odpowiedź i ruszyła w stronę zbocza.
Dopiero stając na skraju drogi zobaczyła dlaczego facet nie zdecydował się nawet spróbować zejść do poszkodowanego. To co z daleka wyglądała na przydrożny rów zarośnięty krzakami w rzeczywistości było stromym wąwozem porośniętym młodymi drzewkami i krzakami teraz połamanymi i porozrzucanymi po zboczu. Motor teraz wisiał wbity częściowo w młode drzewko, tylnym kołem do góry, wcześniej musiał z duża prędkością najpierw przelecieć przez pierwsze krzaki, a potem zryć ziemię dalej sunąc bokiem aż natrafił na odłamek skały, który wyrzucił go w powietrze.
Dziewczyna ostrożnie zaczęła zsuwać się po śliskiej, oszronionej ziemi pokrytej butwiejącymi liśćmi i połamanymi gałęziami. Powoli minęła motocykl i obejrzała dokoła drzewo, nie było motocyklisty, ale gałęzie były połamane, a na ziemi wyraźnie ślady krwi. Prawdopodobnie ofiara wypadku musiała polecieć dalej kiedy motor zatrzymał się na drzewie i stoczyła się dalej po zboczu. Natalia złapała się młodego drzewka i ostrożnie zsunęła dalej, potem parę następnych metrów było na tyle płasko, że mogła zejść normalnie. Wtedy zobaczyła leżące nieruchomo, ubrane na czarno ciało motocyklisty, wokół pełno było krwi, to znaczy pełno, to mało powiedziane, krew była dosłownie wszędzie w strasznej ilości.
Szlag… nie ma szans by przeżył” – pomyślała.
Pochyliła się nad ciałem i ostrożnie dotknęła jego szyi. Nie miała czasu by zastanowić się czy wyczuwa puls jej umysł przeszyła jedna silna dominująca myśl
Musisz pomóc, natychmiast, żyje”.
Jednocześnie zaczęła szukać rany, z której było krwawienie, obróciła motocyklistę lekko na wznak i wtedy zobaczyła tkwiący pod obojczykiem fragment patyka, grubości nogi od krzesła, spod niego lała się krew. Odruchowo przycisnęła rękę do rany próbując zatamować krwawienie, drugą ręką zdjęła szalik i położyła go na ranie. Ostrożnie wsunęła dłoń pod plecy leżącego, jak przewidywała rana była i na plecach, a krwotok z tamtego miejsca równie silny jak z przodu. Wsunęła szalik pod plecy i mocno docisnęła do rany.
Co do cholery mam zrobić? Nie mam jak zatamować krwawienia. Gdzie to cholerne pogotowie” – myślała, starając się jednocześnie przyciskać jak najmocniej ranę.
Wyjmij to…, drzewo” - przemknęło jej przez myśl – „Wtedy zatrzymasz krwawienie”
- Nie – ciągnęła dalej głośno wewnętrzną dysputę – Jak wyjmę ten kawałek drewna to naruszę, pewno już uszkodzoną, tętnicę podobojczykową i po ptakach, nic nie poradzę
Wyjmij to cholerne drzewo” – znów pojawiła się natarczywa myśl.
- Bzdura – powiedziała, kiedy włączyło się racjonalne myślenie. – Nigdy nie usuwa się obcego ciała, dopiero w szpitalu.
Było jej gorąco, między palcami przeciekała krew, a potargane włosy opadały jej na twarz. Odgarnęła je ręką, czując w nozdrzach słodki, metaliczny zapach krwi, kiedy spod dłoni trysną nowy strumyczek lepkiej cieczy. Zastanawiała się przez moment czy nie powinna sprawdzić czy oddycha, ale skoro tak krwawi to jeszcze żyje, a oderwanie ręki od rany powodowało silniejsze krwawienie.
Wtedy usłyszała w oddali sygnał karetki.
- Nie bój się, zaraz dojedzie pogotowie i zabiorą cię do szpitala, wytrzymaj jeszcze trochę – zaczęła mówić do rannego, a może bardziej do siebie – Troszeczkę, już zaraz cię zabiorą.
Wyjmij drzewo…” – znów uderzyła ją natarczywa myśl.
- Cholera, co mi…, sorki, wszystko będzie dobrze – ciągnęła dalej uciskając ranę.
Odwracając się w górę widziała odblask świateł karetki i słyszała podniesione głosy, a potem chrzęst łamanych gałęzi.
-Tutaj – zawołała. – Na dole za motorem, szybko, On strasznie krwawi.
Z za drzew dostrzegła czerwony kombinezon ratownika, ostrożnie schodzącego na dół zbocza.
Dlaczego bez noszy, do cholery” – pomyślała
- Tutaj, szybko.
Ratownik wyłonił się z za krzaków i stanął jak wryty na widok całej zakrwawionej dziewczyny, na oko wyglądającej na jakieś czternaście piętnaście lat, pochylonej nad nieruchomym ciałem.
- Cholera jasna, nic Ci nie jest?
- Nie skąd, to On tak krwawi, tutaj, staram się tamować, ale nie daję rady.
Ratownik podszedł do ciała i pochylił się ostrożnie.
- Spróbuj się trochę przesunąć, proszę i ostrożnie wziąć ręką, o tak. O cholera – zaklął ponownie kiedy fala krwi trysnęła z rany jak Natalia odsunęła dłoń.
- No, mówiłam, potwornie krwawi z… tego… z tej rany od badyla.
- Trzymaj dalej, muszę pomyśleć, nie damy rady go łatwo wnieść na górę, musimy to tu zatamować, bo się wykrwawi – zaczął oglądać i badać rannego dokładnie. - Nie ma innych obrażeń.
Powoli delikatnie zdjął motocykliście kask.
- Głowa też cała, w takim razie krwawi tylko z tej rany, to Twój znajomy.
- Nie, zatrzymał mnie ten facet na górze
i zeszłam by mu pomóc.
Motocyklista był dobrze zbudowany, mimo bardzo młodego wyglądu, sprawiał wrażenie, twardego i doświadczonego przez życie, mimo że był może w wieku Natalii, a może ciut starszy, a ładne regularne rysy, teraz spokojne, jakby spał i niesforne bardzo ciemne włosy rozrzucone w nieładzie nadawały prawie dziecinny wyraz porcelanowo bladej twarzy.
Krew, potrzebuje krwi” – uderzyła ją ta myśl niczym kubeł wody.
- Niech Pan mu poda krew.
- Nie mam krwi, w samochodzie mam płyny, ale to mu dużo nie pomoże.
Wyjmij, cholera to drzewo” – znów pojawiła się natarczywa myśl.
- Trzeba wyjąć ten patyk z rany – zawahał się ratownik. – Chyba, nie ma innego wyjścia.
- A jak jest uszkodzona tętnica wykrwawi się…
- I tak się wykrwawia.
- Niech Pan mu da moją krew, jestem uniwersalnym dawcą 0Rh-.
- Bez badania, a jak jesteś chora, pozwą mnie, to złamanie wszystkich procedur.
- Jestem zdrowa, a jak nawet, to On inaczej umrze, od razu, a jak czym się ode mnie zarazi to
w szpitalu go wyleczą, będą mieli szansę.
- Tak, to nawet logiczne – uśmiechną się – A niech tam, człowiek najważniejszy, poczekaj chwilę – i zaczął szukać w torbie – Podwiń rękaw.
- Niby jak
- Ok, pokaż
Wyciągnęła do niego rękę, którą nie dociskała krwawiącej rany, a ratownik sprawnie pomógł jej zdjąć rękaw kurtki i podciągną sweter na ramieniu.
- Ukuje, może się odwróć – powiedział
- A, co może zemdleję na widok krwi – zaśmiała się sarkastycznie Natalia - Chyba mnie nie rusza, w każdym razie od jakiegoś czasu na pewno
Ratownik sprawnie wkuł się w naczynie rannego, a następnie w rękę Natalii. Kiedy krew zaczęła płynąć rurką, podłączył ją do wenflonu pacjenta. Chwilę po tym jak krew zaczął płynąć, poczuła falę gorąca i ogarniające ją uczucie ulgi i przyjemności jak po długim biegu, kiedy można w końcu usiąść. Nigdy wcześniej nie oddawała krwi, zastanowiła się czy tak jest zawsze, czy to tyko świadomość tego, że pomaga rannemu i może ten przeżyje.
- Jak by Ci się kręciło w głowie, albo zaczęło robić niedobrze, czy słabo to proszę mówić od razu to kończymy.
- Ok, na razie jest dobrze – Natalia uśmiechnęła się do chłopaka, teraz dopiero zwróciła uwagę, że nie jest dużo od niej starszy, ale ma miłe i mądre oczy jak by już dużo widział.
- Dobra, zawołam sanitariusza i spróbujemy usunąć mu to świństwo, a potem zatamować krwotok i opatrzyć ranę, potem spróbujemy wejść na górę – spojrzał w górę z niedowierzaniem.
Natalia usłyszała jak przez radio ratownik rozmawia z kierowcą – sanitariuszem i instruuje go aby wziął nosze i kroplówkę z płynami.
Wyjmij to diabelskie drewno, teraz, już” –natarczywa myśl, znów wypełniła jej umysł, starała się otrząsnąć z coraz silniejszego uczucia racjonalnym rozważeniem perspektywy wyciągnięcia pręta z rany lub go pozostawienia i przypomniała sobie dawno temu oglądany odcinek „Chirurgów” albo innego serialu o szpitalu, tam usunięcie drewnianego drąga, którym przebita była pacjentka spowodowało jej śmierć, nawet w szpitalu.
- No jak się czujesz? – wyrwało ja z zamyślenia.
- Ok, dobrze, nie ma sprawy, ale mam wątpliwości czy to dobry pomysł z tym usunięciem badyla.
- To konieczne, na pewno – odpowiedział szybko lekarz.
Pojawił się sanitariusz niosąc składane nosze i torbę z kroplówką i opatrunkami
- Jasny gwint, ale jatka, a Pani nic nie jest - spojrzał na Natalię niepewnie.
- Nie, co z Wami…
- Szkoda, że się nie widzisz – zaśmiał się ratownik zabierając od sanitariusza torbę i odpakowując opatrunki. – Robi wrażenie
- Ale śmieszne, nie ma co – mruknęła niechętnie
- Przepraszam, ale naprawdę jest Pani cała we krwi nawet włosy – powiedział sanitariusz
Natalia spojrzała niechętnie na swoje spodnie i częściowo zdjętą kurtkę, rzeczywiście jasna kurtka, sweter i całe dżinsy były równo czerwone od krwi, gdzieniegdzie pomieszanej z błotem. Pamiętała także, że parę razy musiała odgarniać włosy z twarzy, a ręce też wyglądały upiornie.
- Ok, Kamil choć tutaj – zawołał ratownik – Ty przytrzymaj rannego, nie powinien protestować i tak jest nieprzytomny, Pani usunie rękę, Ja wtedy postaram się jak najszybciej wyjąć kołek, a Pani natychmiast położy na ranie opatrunek, ten tu przygotowany i uciśnie, potem zobaczymy.
- Dobrze, teraz jestem Pani – mruknęła Natalia zdziwiona
- No, chyba … jesteś starsza niż piętnaście lat, przepraszam, za obcesowość
- Nie szkodzi, krew zbliża ludzi… - odparła
- Gotowi, no to już zaczynamy – zawołał ratownik
Cała operacja poszła niezwykle sprawnie, ranny nawet nie jękną, patyk z rany wyszedł gładko bez problemu. Natalia błyskawicznie zatkała ranę przygotowanym opatrunkiem pełna wątpliwości czy uda się powstrzymać w razie czego krwotok, ale rana nie zaczęła bardziej krwawić, a nawet w zasadzie krwawienie wydawało się, że ustawało.
Ratownik ostrożnie przekręcił rannego motocyklistę na bok i założył opatrunek na plecach, Natalia dostrzegła, że i z tej rany krwawienie ustało. To zdecydowanie kłóciło się z jej dotychczasowa wiedzą z patologii, ale nic musi o to zapytać na najbliższych ćwiczeniach.
Pomimo wcześniejszych wątpliwości usunięcie pręta z rany w pewnym sensie sprawiło jej wręcz fizyczna ulgę, poczuła jak by zdjęto z niej ogromy ciężar i nareszcie pozwolono oddychać, było to dziwne uczucie. Przez moment zastanawiała się czy to nie przez transfuzję, ale nie czuła zawrotów głowy ani osłabienia, wręcz przeciwnie, czuła się jak by to ona sama dostawała krew.
Spojrzała na bladą twarz chłopaka leżącego przed nią, zastanawiając się po jaką cholerę ścigał się na motorach z tym drugim i tamten na dodatek go zostawił, a teraz nie wiadomo czy przeżyje. Nagle twarz chłopaka lekko drgnęła i otworzył oczy, Natalia już chciała zawołać ratownika, ale coś w spojrzeniu rannego motocyklisty ją powstrzymało. To spojrzenie było całkiem przytomne, pewne, a nawet twarde, nadawało teraz zdecydowanie starszy wyraz jego twarzy. Znikną nagle nastolatek o porcelanowo bladej twarzy, to był twardy facet z gatunku takich co niczego się nie boją, a co najwyżej inni boją się ich.
Zostań, nie wołaj go” – w jej umyśle pojawiła się wyraźna myśl.
Zawahała się, spojrzała na ratowników ale się nie odezwała, utkwiła wzrok ponownie w chłopaku. Spoglądał na nią całkiem twardo, przytomnie choć i z wyraźnym zainteresowaniem, wszystko to zdecydowanie było niepasujące do jego krytycznego stanu.
- Spokojnie, miałeś wypadek… – powiedziała ostrożnie z wahaniem, aby go nie wystraszyć jeśli był w szoku - Zaraz pojedziesz do szpitala – dodała uspokajająco
Jego wzrok badał jej twarz jakby chciał wniknąć do jej wnętrza, potem powoli przesuną się na rurkę od transfuzji. Natalia obserwowała go z fascynacją, powinien ledwo wiedzieć co się dziele, a patrzył i wyglądał na całkowicie przytomnego.
Chyba już wystarczy”
- Nie, czuje się jeszcze ok, a On stracił bardzo dużo krwi – Natalia kończąc zdanie dopiero zdała sobie sprawę, że nikt tego nie powiedział.
Słyszysz mnie i kłócisz się ze mną?” – teraz wyraźnie słyszała to w swojej głowie.
- Może jednak już starczy oddawania krwi chyba mam halucynację, albo coś takiego – Natalia powiedziała powoli w zasadzie nie wiedząc do końca do kogo bo ratownicy byli zajęci rozkładaniem noszy.
- Nie masz halucynacji, przepraszam, byłem za słaby by mówić – cicho ale wyraźnie odpowiedział głos, a Natalia popatrzyła na chłopaka z niedowierzaniem
- Już nie jesteś? – w tym momencie zdała sobie sprawę z idiotyzmu tego co powiedziała – Przepraszam, cieszę się, że już ci lepiej, zaraz zabiorą cię do szpitala
- Nie zabiorą, już mi lepiej, dzięki twojej krwi – uśmiechną się.
Miał wspaniały uśmiech szeroki, a jednocześnie jakby gdzieś w głębi trochę niepewny i tak ujmujący, że nie można było się mu oprzeć, ale ten uśmiech trwał tylko przez moment zmieniając się po chwili w twardy lekko kpiący sarkastyczny uśmiech. Natalia niezrażona odwzajemniła uśmiech z delikatnym pobłażaniem wyjaśniając.
- Miałeś poważny wypadek, może nie pamiętasz i teraz czujesz się lepiej ale musisz pojechać do szpitala na obserwacje i badania.
- Pamiętam, już nic mi nie jest, ale ty zaraz zemdlejesz – uniósł się lekko i przesuną rękę
w kierunku rurki od transfuzji – Z wielką niechęcią, musze przyznać, ale trzeba to odłączyć.
- Nie, nie ruszaj się, bo, bo…, no co ty, wykrwawisz się – zawołała Natalia przerażona
- Nic mi już nie jest, a tak w ogóle to jestem Sebastian – powiedział chłopak spokojnie zdecydowanym ruchem odłączając rurkę i wyjmując Natalii wenflon z ręki – Przyciśnij aby przestało krwawić.
- No co ty…wy…- głos prawie odmówił jej posłuszeństwa
- Nie, już mówiłem jest Ok, jak masz na imię – chłopak ciągną dalej patrząc na nią lekko kpiąco
- Natalia…, przed chwilą prawie się wykrwawiłeś…, pewno jesteś w szoku, połóż się z powrotem natychmiast – teraz Natalia już prawie krzyczała.
- Ładnie, miło cię poznać - odpowiedział, ignorując jej podniesiony głos – I… dziękuję za uratowanie życia – dodał poważnie – Ale teraz naprawdę już nic mi nie jest…, szybko wracam do zdrowia – znów się zaśmiał się.
Natalia spojrzała na ratowników, w nadziei, że może zaraz coś zrobią zareagują powstrzymają go, ale ratownicy w ogóle nie zwracali na nich uwagi, spokojnie składali z powrotem, nosze i właśnie ruszali na górę. Kiedy mijali ich Natalia usłyszała, jak sanitariusz narzeka:
- To znowu fałszywy alarm, pewno ktoś wyrzucił stary złom, facet dostał histerii, a my musimy łazić po dziurach i szukać wyimaginowanego ciała.
- Taka nasza praca, ale lepiej, że nikomu nic się nie stało – dodał lekko zdyszany ratownik
Sebastian pochwycił spojrzenie Natalii i uśmiechnął się wstając, energicznie i całkiem sprawnie, zupełnie nie jak ktoś po groźnym wypadku. Nie jak ktoś w ogóle po jakimkolwiek wypadku.
- Nie pomogą ci mnie powstrzymać – zawołał kpiąco z rozbawieniem patrząc na jej przerażony wyraz twarzy - Już nie pamiętają o wypadku, a w ogóle był jakiś wypadek – dodał sarkastycznie
- Jak…
- Nie ważne, ty zaraz też o mnie zapomnisz, choć to szkoda… – dodał kpiąco, choć z pewną nutą żalu w głosie
- Gówno zapomnę, do cholery – teraz dziewczyna już straciła cierpliwość i na dodatek narastała w niej irracjonalna panika.
To niemożliwe, nic się nie zgadza, tak nie może być, nie jestem wariatką…” – teraz już panika zaczęła przemieniać się w złość i wściekłość widząc, że chłopak robi z niej wariata.
Sebastian popatrzył na Natalię uważnie, odpowiedziała mu pełnym jeszcze tłumionej furii spojrzeniem.
- Co… - zaczęła
Zrobił krok w jej stronę i ujął jej twarz w dłonie spoglądając głęboko w oczy.
Nie pamiętasz nic, nie wiesz co się stało, może to ty miałaś wypadek” – wyraźnie usłyszała jego słowa choć nie poruszał wargami
- Gówno, pieprzona prawda, do cholery, wyłaź z mojej głowy – teraz jej wściekłość znalazła swoje ujście, wyrwała się mu i zamachnęła do ciosu, ale błyskawicznie się uchylił.
- Żartujesz, to nie możliwe… słyszysz moje myśli ale nie reagujesz na mnie… - jego zdziwienie nie miało granic – To nie możliwe
- Piep….
- Przestań kląć jak stary szewc, to nie pasuje takiej miłej dziewczynce
Tego było już Natalii za wiele, z furią rzuciła się na chłopaka nie zważając, na jego wcześniejsze rany i na nic w ogóle zaślepiona paniką, wściekłością i urażoną dumą.
Tym razem nie usunął się tylko złapał dziewczynę i przytrzymał obejmując mocno, czekał aż się uspokoi.
Uspokój się, choć fantastycznie się wściekasz… Och, przepraszam…”
- Uspokój się, nie chciałem cię urazić – powiedział spokojnie – Przepraszam za wszystko, ale nie wiem co mam z Toba zrobić – dodał puszczając ją i odsuwając się o krok
- Nic masz ze mną nie zrobić – Natalia wydyszała zmęczona – Zostaw mnie w spokoju
- To akurat kiepski pomysł, wolałbym aby nikt nie wiedział że przeżyłem – powiedział poważnie
- Przecież, nikomu nie powiem, a nikt inny nie pamięta, jak widać. Myślisz, że chcę by mnie brano za wariatkę….
- Tak, oni są bezpieczni, ale Ty nie…, bo pamiętasz…
- Ale…
- To skomplikowane nie powinnaś nic wiedzieć, więc nie pytaj
- Spadaj. Nie muszę – odburknęła Natalia pod nosem, choć oczywiście ciekawość zżerała ją od środka, ale duma była silniejsza.
- Co?
- Nic, wystarczy pomyśleć i dodać dwa do dwóch, normalka – rzuciła – Jestem popieprzoną wariatką, od zawsze wszyscy tak uważają, bo zawsze wiem co czują i myślą zwierzaki, ale do tej pory z ludźmi nigdy mi się to nie zdarzało, do dziś… Też uważasz mnie za wariatkę i jeszcze starasz się namącić mi w głowie, wmawiając swoją telepatię i…- głos jej się załamał
- I…?
- I nic. Przecież mam nic nie wiedzieć, nie pamiętać nie myśleć o tym. Tak. OK, to nie wiem, kwestia przyzwyczajenia, to co myślę to moja sprawa i nic nikomu do tego, koniec – fuknęła i odwróciła się w stronę zbocza – Droga na górę będzie fascynująca, dobrze, że nie muszę uważać na spodnie
- Mogę zanieść Cię na górę
- Jasne, nie, dziękuję – odparła Natalia
z udawaną uprzejmością, odwróciła się powoli do chłopaka i popatrzyła mu twardo w oczy – Wyjaśnijmy coś sobie, nie potrzebuję pomocy nikogo, generalnie nigdy. Ja mogę pomóc komuś jeśli chce i już, nie ma sprawy. Niczego od Ciebie nie oczekuje, tylko zostaw mnie w spokoju, poradzę sobie i… nie dotykaj mnie – dodała widząc, że chce wyciągnąć do nie rękę
- To nie tak, Ja tylko…. – nie do końca wiedział, co powiedzieć.
- Każdy ma swoje obsesyjki, sekrety
i problemy… nie dotykaj mnie, wtedy słyszę…. Co myślisz… nie chcę słyszeć twoich myśli, nie wiem czy ty słyszysz moje, tego nie chce tym bardziej – dodała.
- Nie słyszę twoich myśli, nie wiem dlaczego słyszysz moje, jesteś inna niż wszyscy…, jesteś fascynująca… Ja nie chcę zrobić ci nic złego, tylko … - zawahał się - Mogę cię ochronić.
- Mówiłam, nie potrzebuje ochrony, radzę sobie sama – i dodała twardo – Zawsze
- Ale nie teraz, nie wiesz z czym masz do czynienia…. – jego głos teraz też był twardy
- Mógłbyś mi wyjaśnić, wiedza jest podstawą bezpieczeństwa…, ale nie możesz – rzuciła sarkastycznie ze złością
- Nie mogę, nie tu i nie teraz
- To szkoda, bo raczej innej okazji nie będziesz miał – odwróciła się i ruszyła w górę - Spadam stad, nic się nie wydarzyło, tylko muszę wrócić do domu i zmienić ciuchy, to może chociaż na popołudniowy wykład z biochemii zdążę. Cześć, powodzenia – rzuciła przez ramię pozornie już całkiem opanowana, choć w głębi jeszcze się gotowała
- W czym?
- Ogólnie- uśmiechnęła się, przytrzymując się drzewka
- Poczekaj
- Co, zmieniłeś zdanie – rzuciła sarkastycznie
- Nie, ale odprowadzę Cię do samochodu, pójdę pierwszy
- Bujaj się… - odparła nie zatrzymując się i sprawnie wdrapując się na górę znikła za małym świerczkiem o obłamanych częściowo gałęziach.


Sebastian westchną, i ruszył za dziewczyną, czujnie przyglądając się okolicy, ale nic podejrzanego nie czaiło się w cichym i zmarzniętym lesie. Ta dziewczyna, była niesamowita, myślał o niej i nie dawało mu to spokoju. W zasadzie wszystko jest Ok, co go ona obchodzi, pójdzie swoja drogą i pewno zaraz zapomni, o całym zdarzeniu, nigdy go więcej nie spotka. Tak właśnie powinno być, mógł to na niej wymusić, ale ona sama tak zadecydowała…. Ale… była tak fascynująca, już od pierwszego momentu kiedy otworzył oczy i ją zobaczył. Drobną szczupłą dziewczynę wyglądającą na nastolatkę, całą ubrudzoną jego krwią, z ciemnymi potarganymi włosami i tak niesamowitymi grafitowymi, wielkimi oczami. Ona uratowała mu życie, dała mu swoja krew, dała mu swoje życie i o nic nie pytała.
Czy ma pozwolić jej odejść, tak po prostu wsiąść do samochodu i odjechać. No, a co ma zrobić, zatrzymać ją siłą, zmusić do życia z nim, mógłby, ale…., nie to niemożliwe.
Powoli ruszył dalej w górę, uważnie lustrując pobliskie krzaki i spoglądając jednocześnie za oddalającą się dziewczyną. Na górze nikt nie zwracał na niego uwagi, pogotowie właśnie odjeżdżało, a faceta w pikapie już nie było. Dziewczyna właśnie zatrzasnęła drzwiczki w samochodzie i uruchomiła silnik. Ostatni raz pochwycił jej zapach i spojrzał na nią powoli, uniosła wzrok i ich spojrzenia spotkały się, dałby głowę, że jednak lekko się uśmiechnęła na do widzenia i ruszyła. Kiedy wykręciła i zniknęła za zakrętem, poczuł się nagle bardzo samotny, jak zwykle zresztą, przeszedł przez jezdnię i skierował się w stronę lasu, ruszył od razu biegiem, by ruch i chłodne powietrze pozwoliło mu się otrząsnąć.


Jasnowłosa dziewczyna krzyczała i krzyczała, nie pozwalając na skoncentrowanie się na własnych myślach. Dziecko płakało cicho, ale coraz głośniej, im matka bardziej wrzeszczała obłąkana.
Noc powinna być spokojna, cicha i ciemna, nieprzedzierana upiornymi wrzaskami.”– pomyślał – „bez wzglądu na ich przyczynę”
Była w stanie krytycznym kiedy ją znalazł. Odebranie jej mocy w takim stanie było absurdalne i niebezpieczne.
Po co, tak to zrobiła…”
Teraz jest niby zdrowa i w pełni sił, ale jej umysł tego nie wytrzymał, nie udało się, porażka, to niedobrze…. Czy można to naprawić?
Takie kobiety są dziwne. Młode, początkowo, nieświadome, za kasę zdecydowane na wszystko.... Jednak to była przesada, teraz nie może uratować ani jej, ani dziecka, to bezsensowne. Jednak to fascynujące stworzenia, bo tak nieświadome tego, co wokół się dzieje, tak młode i pełne życia, tak kruche i bezradne, że aż prowokują by świat wypróbował na nich swą siłę….
Po co…?” – wstrząsnął się i popatrzył przeciągle na dziewczynę i dziecko.
Dość, muszę z tym skończyć…, znowu….Nie mogę się skoncentrować. Ciekawe byłoby znów spotkać w końcu kogoś…, kto się nie boi…. tak strasznie by to zagłuszało wszystko inne, może to dziecko… Nie, ono musi żyć w swoim świecie… i Ona go nie odnajdzie… No cóż, na razie….”
- Popatrz na mnie, nie bój się jesteś spokojniejsza i spokojniejsza czujesz się silna, bezpieczna i wiesz, że będziesz bezpieczna. – monotonny głos, stawał się coraz bardziej melodyjny i cichszy – Jesteś bezpieczna i jednocześnie zmęczona, chce ci się spać i będziesz śniła piękny sen…. Robisz się taka senna, taka senna, zasypiasz, zasypiasz powoli i mocno i nic cię nie obudzi.
Dziewczyna osunęła się na leżankę bezwładnie, całkowicie nie czuła na to, co się wokół dzieje, ale przede wszystkim już nie wrzeszczała. Było cicho, dziecko uspokoiło się również. W to miejsce nie dochodziły, żadne odgłosy z zewnątrz, ani na szczęście, nie wychodziły.
Wpuszczona w głąb umysłu dziewczyny myśl, powoli i dokładnie przeszukiwała jej świadomość i wspomnienia, w końcu trafiła na właściwe. Tak to było to, w końcu. Teraz już tylko pozostawało po sobie posprzątać i w jej umyśle i potem resztę. Ale ta reszta to już zadanie kogo innego…, nieistotne.
Teraz był jej umysł, fascynujący, mimo objawów szaleństwa, był pełen życia, wspomnień, marzeń, umiejętności, jak inne ludzkie umysły. Trochę żal było to niszczyć, ale to pozwoli jej przeżyć…, a on może uczyć się jak jej mózg funkcjonuje, potem można wsadzać inne wspomnienia i umiejętności. Może się uda, jest szansa, jest silna… Za chwilę ona będzie wspaniałą tancerką erotyczną, gwiazdą sceny, nie będzie świadoma tego co stało się wcześniej…, a dziecko będzie bezpieczne…
Znowu posłana w głąb jej umysłu myśl, tym razem mająca stymulować nową wiedzę i umiejętności, wnikała i powoli przechodziła przez jej świadomość i podświadomość. Nagle pojawiło się coś dziwnego, jej mózg jak by odmówił współpracy, nie pozwalając na manipulację, może to adrenalina, może strach, jej umysł pozostawał niezapisany.

Nic nie można poradzić, tym razem nie udało się, szkoda, była ładniutka i zdrowa, szkoda…”


Ciąg dalszy już jest....  (w Rozdziałach)